Kochani,
ode mnie- dla was.
Wesołych Świąt
*****
Wyjechał. Zostawił ją samą.
Walizki, które jeszcze wieczorem stały w korytarzu, gdzieś
zniknęły. Nie dało się również nigdzie dostrzec jego blond
czupryny, na stole też nie stał pusty kubek po wypitej kawie jak
każdego ranka. Oparła się o ścianę i westchnęła cicho. Jeszcze
kilka dni temu oddałaby wszystko, żeby pobyć sama. Teraz jednak
czuła się nieswojo. Brakowało jej obecności blondyna, lubiła gdy
krzątał się w pobliżu. Założyła na siebie jego bluzę, która
wisiała w przedpokoju, zakluczyła mieszkanie i zapukała do drzwi
obok. Otworzyła jej zaspana Sandra, która bez słowa wpuściła ją
do środka.
-Masz fajki? -zapytała
bezpretensjonalnym tonem kierując się w stronę balkonu. Była
przekonana, że tam je znajdzie. Sandra podążyła w ślad za nią.
-Przecież ty nie palisz.- stwierdziła
blondynka podając przyjaciółce zapalniczkę. -To tylko kilka dni.
Szybko zleci. - wzięła papierosa z paczki i szybko go odpaliła.
Zaciągnęła dym do płuc i po chwili go wypuściła.
-Ale tu wcale nie chodzi o Michaela.-
zaprzeczyła momentalnie, jednak jej głos nie brzmiał pewnie. Obie
wiedziały, że kłamie. -Ja zwyczajnie nie lubię siedzieć sama w
domu, więc przyszłam do ciebie.- wyznała zaciągając się dymem.
Sandra kiwnęła tylko twierdząco głową. Paliły w milczeniu. Obie
miały wiele do powiedzenia, jednak żadna nie chciała psuć ciszy
powstałej między nimi. Jeszcze przed wypadkiem mówiły sobie o
wszystkim bez najmniejszej krępacji, teraz coś było nie tak.
Sandra zgasiła papierosa pozostawiając go w popielniczce i głośno
westchnęła.
-Chodź, zrobię ci śniadanie.- nie
czekając na reakcje przyjaciółki wróciła do mieszkania.
Wiedziała, że ta dwójka cały czas jest w sobie zakochana, oni
zwyczajnie się zagubili w swoich uczuciach. Wstawiła wodę oraz
wyjęła z szafki patelnię, a z lodówki kilka jajek. Przygotowała
jajecznicę i nałożyła ją na talerzyki. Właśnie w tym momencie
do kuchni wróciła Meggi.
-Nawet nie wiesz jaka jestem
głodna.-powiedziała podchodząc do zlewu by umyć ręce, po czym
szybko usiadła do stołu.
-Domyślam się, znowu schudłaś
ostatnio. - Sandra nie myliła się. Meggi, która od dziecka była
drobna, po wypadku wychudła jeszcze bardziej. Ona sama nie
przejmowała się tym, jednak jej najbliżsi bardzo się niepokoili z
tego powodu.
-To wszystko przez stres. Sama
rozumiesz. Uczelnia. Michael. Wspólne mieszkanie. Ostatnio bywa tak,
że czuję się kimś obcym w swoim własnym ciele. -Upiła łyk
kawy, którą Sandra przygotowała w międzyczasie. -Gubię się już
w tym wszystkim. A ty jak to widzisz?-spojrzała w oczy przyjaciółki.
-Mi się wydaje, że ty nadal kochasz
Michaela, ale boisz się tego uczucia. -skwitowała blondynka na co
druga odwróciła wzrok. Na jej twarzy pojawił się rumieniec
zakłopotania.
-Boję się. Wszystko jest dla mnie
obce i nowe. Z jednej strony jest dla mnie zupełnie obcym
człowiekiem, z drugiej jednak coś mnie do niego ciągnie.
Chciałabym sobie przypomnieć to wszystko, ale nie mam na to żadnego
wpływu.- westchnęła dopijając kawę. Odstawiła pusty już kubek
na blat i zaczęła wodzić palcem po kubku tworząc bliżej
nieokreślone wzory. -A jak między tobą a Gregorem? -źrenice
Sandry momentalnie się poszerzyły, a na jej twarzy zagościł
promienny uśmiech. Miłość, która od niej wprost promieniowała
była czymś budującym na duchu.
-Jest cudownie.- wyznała- Po powrocie
ze zgrupowania zabiera mnie na urlop gdzieś w tropiki. Odnoszę
wrażenie, że zamierza mi się oświadczyć. -iskierki szczęścia
tańczyły w jej oczach a Meggi widząc radość przyjaciółki
poczuła ciepło w sercu.
-Tak bardzo się cieszę. -przytuliła
przyjaciółkę -Mam rozumieć, że będę druhną na twoim ślubie?-
zażartowała. Meggi dzięki tej wiadomości momentalnie zapomniała
o trapiących ją uczuciach, obie były zbyt pochłonięte wstępnym
planowaniem ślubu Sandry i Gregora.
*****
W zupełnie innej części Europy w
ogromnej sali restauracyjnej przy stole siedziało kilku mężczyzn.
Wszyscy dość wysocy i szczupli, a od ich stolika dość często
dochodziły wybuchy śmiechu. Wśród nich jedna osoba tylko się nie
śmiała. Sprawiała wrażenie nieobecnej. Śniadanie leżało na
jego talerzu nietknięte. Trener i koledzy z kadry patrzyli na niego
ze współczuciem.
-Co ta miłość robi z człowiekiem-
żartowali bardzo często, gdy nie było go w ich towarzystwie.
Blondyn ostatnimi czasy wolał przebywać sam. Samotne bieganie było
o wiele bardziej kuszące niż siedzenie z kumplami i granie w gry na
konsoli. Czasami tylko Gregor do niego dołączał, wtedy jednak
biegali w milczeniu. Gregor rozumiał jego uczucia nawet gdy on nic
nie mówił, a on był najzwyczajniej w świecie mu wdzięczny za
wszystko. Biegając mógł myśleć o wielu sprawach. Najczęściej
jednak myślał o niej. Zastanawiał się co robi w danym momencie,
co jej się śniło danego dnia, albo czy tęskni za nim. Ich jedyny
kontakt ograniczał się do smsowej wymiany „Dzień dobry”
każdego ranka, czy też „dobranoc” każdego wieczora.
-Michi, martwimy się o ciebie.-
usłyszał pewnego wieczoru od samego Pointnera. -Nie możesz się
tak wszystkim zadręczać. Musisz umieć rozdzielić życie prywatne
i zawodowe. Od tamtego feralnego dnia nie oddałeś ani jednego
poprawnego skoku. Nasz psycholog bardzo chętnie ci pomoże. -blondyn
słysząc o psychologu momentalnie zacisnął dłonie w pięści.
-Nie potrzebuję psychologa. Nie
potrzebuję niczyjej pomocy. -krzyknął zrywając się z krzesła,
na którym wcześniej siedział. Jego krzyki dało się słyszeć aż
na korytarza.
-Jak uważasz. Pamiętaj jednak, że
moja oferta jest nadal aktualna i jeśli zmienisz decyzję możesz
się w każdej chwili do mnie zgłosić.-mężczyzna uśmiechnął
się przyjaźnie.
-To nie będzie konieczne, ale
dziękuję. -rzucił oschle blondyn, po czym opuścił pokój
zajmowany przez trenera. Ten pozostał sam z problemem. Chciał pomóc
młodemu Hayboeckowi, nie chciał, by popełnił ten sam błąd co on
kiedyś i przez nieszczęśliwe uczucie zaprzepaścił swoją szansę
na sukces. Miłość jest potężnym uczuciem, które zarówno może
budować, jednocześnie może zniszczyć wszystko co do tej pory
osiągnąłeś. Zawsze ostrzegał swoich zawodników przed miłością
i gdy tylko któryś się zakochał, on od razu zaczynał się
niepokoić. W jego karierze trenerskiej to właśnie Hayboeck był
pierwszym takim przypadkiem. Postawił sobie za główny cel
przywrócenie go do formy, bez względu czy będzie z Meggi, czy też
nie.
*****
-Nie jestem gotowa- powtarzała po raz
kolejny tego dnia. Michael zaśmiał się tylko, po czym dał jej
soczystego buziaka w usta. -Mówię ci, ja nigdzie z tobą nie jadę.
-założyła ręce na piersiach i zrobiła obrażoną minę.
-Skarbie, to tylko moi rodzice. Nie
masz się czego obawiać. -chwycił ją za podbródek i złożył na
jej ustach pocałunek, który zaparł jej dech w piersiach. Takie
działanie zawsze sprawiało, że ona mu ulegała.
-Ale.. -bała się strasznie tego
spotkania, ale jedno jego spojrzenie sprawiło, że uległa. -Dobrze,
pojadę, ale jeśli im się nie spodobam to będzie twoja wina.
-zaśmiał się widząc jej zaciętą minę.
-Mówiłem ci już, że cię kocham?-
przyciągnął ją do siebie i pocałował. Zaśmiała się tak jak
on najbardziej uwielbiał.
-Tylko jakiś tysiąc razy. -tym razem
to on się zaśmiał. Uwielbiał ją za tą jej szczerość i pogodę
ducha. -Naprawdę musimy tam iść? -zrobiła proszącą minę.
-Musimy. Muszę im przecież
przedstawić miłość mojego życia. -złapał ją za rękę, co
dodało jej otuchy. Bez gadania ubrała płaszcz, który jej podał i
wsiadła do jego auta. Po dwóch kwadransach jechania w ciszy dotarli
na miejsce. Posiadłość zaparła jej dech w piersiach. Panorama alp
była wprost prześliczna, a miejsce już na pierwszy rzut oka
wydawało się przytulne.
-Michi jak miło cię widzieć.
-kobieta w średnim wieku podeszła do blondyna i objęła go na
przywitanie.
-Ciebie również Margaret. -uśmiechnął
się do niej. -A to jest Meggi. -przedstawił ukochaną. -Skarbie, to
jest Magraret, moja macocha.- kobieta również przytuliła
przestraszoną blondynkę, a ona odetchnęła z ulgą. Rodzina
Michaela przyjęła ją bardzo serdecznie.
-To co, kiedy ślub?- zapytał młodszy
brat Michiego, Alex. Na twarzy blondynki pojawił się rumieniec
zakłopotania, jednak blondyn wcale nie przejął się pytaniem.
-Stefan jest starszy, więc to on
pierwszy powinien się ożenić. Więc Stefanku mój kochany szukaj
wybranki, bo i mnie do ożenku prędko. -wszyscy zebrani przy stole
wybuchnęli śmiechem. Blondynka czuła się tam jak w domu. Widząc
Michaela wśród najbliższych upewniła się, że przy niej nikogo
nie udaje i cały czas jest sobą. Właśnie takiego go pokochała i
takiego chciała kochać już zawsze. I na zawsze..
____________________________________________________
Halo, halo, jest tu kto? Pamiętacie mnie jeszcze?
Miałam powrócić do was dopiero po maturze, ale coś w moim wnętrzu kazało mi napisać ten rozdział.
Dopiero niedawno uświadomiłam sobie jak bardzo tęsknię za pisaniem i za wami.
Niestety matura jest w tym momencie najważniejsza, a mówiąc szczerze dużo nauki jeszcze przede mną. Jeśli chodzi o to coś powyżej to przepraszam, bo wyszłam już z wprawy.
Z resztą moje poprzednie wpisy nie były na jakimś mega poziomie, więc ten za bardzo od nich nie powinien odbiegać. Koniec marudzenia, czas na konkrety.
Wesołych Świąt kochani. Bądźcie zdrowi, szczęśliwi i uśmiechajcie się każdego dnia.
Życzę wam miłości, która sprawi, że zabraknie wam tchu.
Życzę wytrwałości w noworocznych postanowieniach.
Życzę, by 2015 rok był dla was szczęśliwy.
I przede wszystkim, życzę byście pozostali sobą.
Wesołych świąt kochani.