niedziela, 30 marca 2014

Drugi

 Dla mojego kochanego muchomorka, który mi truje bez przerwy.
Wiesz, ze bez ciebie ten rozdział nie został by napisany.
Dziękuję ci Ann :*


Za masywnym, dębowym biurkiem siedział siwy mężczyzna. Wpatrywał się w zgarbionego młodzieńca, który siedział na krześle, po przeciwnej stronie biurka i zawzięcie analizował słowa lekarza. „Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy”. Słowa te brzmiały w jego głowie, powtarzane niczym echo.
-Co mam przez to rozumieć?-wychrypiał spoglądając w stalowe tęczówki mężczyzny. Wyglądał żałośnie. Lekarzowi zrobiło się go szkoda.
-Pańska narzeczona cudem wyszła żywa z tego wypadku. Proszę jednak zrozumieć, że obrażenia jakie doznała są bardzo poważne..- mężczyzna nie dokończył wypowiedzi, bo młodzieniec mu przerwał.
-Nie jest moją narzeczoną.- wyszeptał, po czym ukrył twarz w dłoniach. W ten sposób chciał ukryć nadpływające łzy.
-Nie rozumiem.- odparł lekarz unosząc w górę brwi.
-Dziś miałem jej się oświadczyć. Rozumie pan? Dzisiejszego wieczoru. Kolacja w drogiej restauracji i oświadczyny. A gdzie siedzimy? W tym cholernym szpitalu. Dziewczyna, którą kocham walczy o życie, a ja mogę tylko bezczynnie siedzieć.- blondyn zapłakał. Lekarz zaczął mu współczuć. Miał długi staż pracy i przekazywanie złych informacji rodzinom pacjentów nie wywoływało u niego już współczucia, jednak w tym młodzieńcu było coś wyjątkowego.
-Panie Hayboeck. Proszę się nie załamywać. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy. Operacja się udała. Teraz wszystko zależy od pani Wagner. Jeśli będzie wystarczająco silna, to wyjdzie z tego cało. -blondyn skierował swoje niebieskie tęczówki na medyka.
-A co z dzieckiem?- wyszeptał łamiącym się głosem.
-Nie mogliśmy nic zrobić.- młody skoczek załkał żałośnie. Cieszył się na wieść, że zostanie ojcem. Był gotowy na wszystkie wyrzeczenia, które się z tym wiązały. Chciał być przy swojej ukochanej i wychowywać ich wspólne dziecko. A teraz bał się, że może stracić i ją.
-Kiedy będę mógł ją zobaczyć?-zapytał po dłuższej chwili.
-Nie prędzej niż pojutrze. Sam pan rozumie. Każde najmniejsza infekcja może skutkować pogorszeniem się stanu zdrowia pani Wagner. Dopóki nie zauważymy poprawy w stanie zdrowia, będzie się pan musiał zadowolić przypatrywaniem się ukochanej przez szybę. A teraz niech pan idzie do domu. Dziś nie ma pan już na co tutaj czekać. Pańska ukochana jest pod dobrą opieką. Proszę coś zjeść i się wyspać. Bo pańskie bezczynne siedzenie jej nie pomoże. Gdyby się coś działo od razu pana poinformujemy. -blondyn wstał i wyszedł z gabinetu na korytarz. Lekarz wyszedł za nim, bo wiedział, że Michael go nie posłucha.
-Panie Schlierenzauer, proszę zabrać pana Hayboecka do domu. Musi coś zjeść i się wyspać. Wasze siedzenie tutaj nie ma sensu. Proszę przyjechać jutro koło południa. Może wtedy będzie coś wiadomo. -mężczyzna odszedł. Szatyn spojrzał na swojego przyjaciela.
-Chodź, odwiozę cię do domu. -wstał i chwycił go za rękę, ciągnąc w stronę samochodu. Matka młodego Hayboecka szła za nimi nic nie mówiąc. Kobieta była cały czas wstrząśnięta tą sytuacją. Schlierenzauer powiedział jej, że Meggi była w ciąży i że przez ten wypadek najprawdopodobniej stracą to dziecko. Kobieta wiedziała, że musi teraz wspierać syna. Wsiedli do samochodu szatyna, po czym pojechali pod dom Michaela. Jego matka chciała zostać, ale on odesłał ją do hotelu. Chłopak potrzebował samotności. Musiał sobie wszystko poukładać. Nie chciał, by jego własna matka musiała oglądać go w takim stanie. Gdy tylko opuścili mury jego domu, zakluczył drzwi i poszedł się przebrać. Garnitur, w którym miał się elegancko prezentować wyglądał żałośnie. Przebrał się w szare spodnie od dresu i białą koszulkę. Nie wiedział co ze sobą począć. Miotał się po domu. Jego umysł był przepełniony myślami o blondynce. Chciał być teraz przy niej. Chciał poczuć ciepło jej skóry. Chciał, by to wszystko okazało się tylko złym snem. Nie mógł zasnąć. Do późnych godzin nocnych chodził bez celu po domu, próbując zrozumieć dlaczego to wszystko spotkało akurat jego. Chciał wiedzieć, czemu dziewczyna, która nosiła pod sercem jego dziecko chciała od niego uciec. Nie zostawiła listu, ani nawet wskazówki, że chce od niego odejść. Nic na to nie wskazywało. Mężczyznę zmorzył jednak sen i zasnął skulony na kanapie.

*****

-Jak to miała wypadek?- Sandra krzyknęła z niedowierzaniem. Cała złość na szatyna, który wybiegł z domu bez słowa i wrócił o późnej porze całkowicie z niej uleciała. Miejsce podenerwowania zajęło przerażenie. -Ale ona.. dziecko.. miała mu dziś powiedzieć. Gregor, a co jeśli ona...?-dziewczyna zaniosła się głośnym szlochem.
-Skarbie nawet tak nie mów. Wszystko będzie dobrze.- Chłopak o czekoladowych oczach objął swoją ukochaną.- Nie płacz skarbie. Ona przeżyje. I jeszcze kiedyś będą mieli dziecko. My też będziemy mieli. Ciiii.- szeptał w jej włosy, a blondynka żałośnie szlochała. Nie mogła pogodzić się z tym co spotkało jej przyjaciółkę. Jedyną osobę, której mogła w pełni zaufać. Meggi. Dlaczego właśnie coś takiego spotkało akurat ją? Dopiero co jej życie miało się ułożyć. Spodziewali się dziecka. I miało się to wszystko skończyć w taki sposób? Ona nie mogła umrzeć. Michael by tego nie przeżył. Ona by tego nie przeżyła. Wtuliła się mocniej w szatyna, a jej spazmatyczny płacz pomału ustawał. Chłopak gładził ją po plecach. On też cierpiał. Ta sytuacja go przerażała. Nagle zaczął się zastanawiać co by zrobił, gdyby był na miejscu Michiego. Co by zrobił, gdyby stracił Sandrę. -Ona musi być silna. I my też musimy być silni. Dla niej.- wyszeptał w jej włosy. Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, która zniknęła gdzieś w jej włosach pachnących lawendą.
-Kocham cię.- szepnęła łamiącym się głosem. Kącik ust szatyna mimowolnie uniósł się w górę.
-Chodź.- pociągnął ukochaną w stronę sypialni. Dziewczyna mu się w pełni poddała. Potrzebowała o wszystkim zapomnieć. Potrzebowała jego bliskości. Potrzebowała jego.

*****

Nie wiedziała gdzie jest. Czuła ciepło. Ciepło i błogość, które przeszywały ją na wskroś. Nie przeszywały one jej ciała, bo zwyczajnie go nie miała. Była istotą bezcielesną. Była nadzwyczajnym bytem. Przepełniało ją uczucie spełniania. Czuła się lekka. Czuła miłość. Miłość w najczystszej postaci. Wszędzie było światło. Nie oślepiało jednak jej, nie raziło w oczy, nie było zbyt nachalne. Światło to było przyjemne, ciepłe. Uczucie błogości trwało dalej. Trwała w tym miejscu i nie wiedziała co dalej. Coś ją ciągnęło do przodu, jednocześnie coś ją trzymało. Czuła, że nie powinna iść dalej. Czuła się niczym latawiec na wietrze, gdy porywa go silny podmuch. Chce lecieć naprzód, w nieznane, chce się poddać tej sile, ale jest jednak ograniczany. Ogranicza go coś. Sznurek, który jest kontrolowany przez człowieka i w odpowiednim momencie zmieni jego kierunek, a w ostateczności ściągnie na ziemie. Ją też coś ściągało. Nie wiedziała co. Czuła wewnętrzne rozdarcie. Czegoś jej brakowało. Za czymś tęskniła. Czegoś jej było potrzeba. Tylko w żaden sposób nie mogła sobie uświadomić czego.

*****

Biel. Wszędzie była biel, której blondyn miał już serdecznie dość. Pozwolono mu w końcu ją zobaczyć. Bał się tego co zobaczy. Żyła. Jej stan się ustabilizował. Nie było już zagrożenia życia. Lekarze oczekiwali, że lada dzień się wybudzi. Podszedł bliżej łóżka i zobaczył ją. Leżała nieruchomo w tej białej pościeli. Była blada. Jej cera prawie zlewała się z bielą pościeli. Jednak biel ta była zmącona. Twarz jego wybranki była pokryta zadrapaniami i siniakami, które przybrały zielonkawo-żółty kolor. Mimowolnie dotknął delikatnie swoimi palcami jej jasnej skóry. Przejechał opuszkami palców po siniaku, który zdobił teraz jej policzek, na którym tak często pojawiał się rumieniec. Myśl o tym jak cierpiała Megi - najważniejsza istota w jego życiu, powodowała, że jego zmysły ogarnęło szaleństwo. Po twarzy mężczyzny spłynęła jedna łza. W ślad za nią spływały kolejne. Jego zmężniałe rysy twarzy wydawały się nagle bardziej chłopięce i niewinne. Jego serce rozdzierało się na drobne kawałeczki, które wielkością były drobniejsze nawet niż łepki od szpilek, którymi przypinała ich wspólne zdjęcia do tablicy korkowej. Zawsze była taka drobna i krucha. Odkąd ją zobaczył chciał ją ochraniać. Teraz jej drobne ciało wyglądało jeszcze bardziej mizernie. Odnosił wrażenie, że kołdra osnuta białą powłoką ją przygniata, nie pozwala oddychać. Delikatnie ujął jej dłoń i przysunął do niej swoją twarz. Oparł na niej swoje czoło, jednocześnie cały czas trzymał jej drobną dłoń w uścisku. Jego słone łzy spływały na jej delikatną dłoń. Bał się, że może ją stracić. Była obok niego. Tak blisko, a jednak tak daleko. Chciał, by się obudziła. Aby obdarzyła go tym swoim uroczym uśmiechem, który zawsze mu serwowała na chwilę przed tym, jak wspinała się na palce, by złożyć na jego ustach pocałunek. Jej usta. Dawniej zawsze były kusząco różowe. Miękkie i ciepłe. Zachęcające do pocałunków. Nigdy nie używała szminek ani innych zbędnych mazideł. Dla niego była idealna bez tego. Zdarzyło się może raz czy dwa, że przejechała usta czerwoną szminką, było jednak to bardziej za namową Sandry niż jej własna decyzja. Teraz jednak te usta miały inną barwę. Barwę przypominającą fiolet. Były blade i szorstkie. Ten widok sprawiał, że jego dusza krzyczała. Dla niego torturą było patrzenie na nią w takim stanie. Jego oddech był nierównomierny, dłonie pociły się bardziej niż przed skokiem na skoczni mamuciej a serce biło szybciej niż bije serce kolibra. Swoją drogą, zadziwiające jak szybko poruszają swoimi skrzydłami te maleńkie ptaszki. Jedynym głosem, który dochodził do jego uszu było miarowe pikanie maszyny, która stała obok łóżka. Gdy uspokoił już swój oddech, do odgłosu pikającej maszyny dołączyło tykanie zegara. Tik-tak. Tik-tak. Młodego skoczka zaczęło ogarniać szaleństwo. W jego głowie rodziło się mnóstwo myśli. Większość z nich kończyła się w miejscu, że blondynka umiera.
-Potrzebuję cię, rozumiesz?- wychrypiał żałośnie. -Nie rób mi tego. Nie zostawiaj mnie samego.-uścisnął mocniej dłoń swojej ukochanej.- Proszę. Bez ciebie moje życie nie ma sensu.- pocałował wierzch jej dłoni. -Wróć do mnie. Potrzebuję cię.- dodał głośniejszym tonem. Głos ten był przepełniony bólem. Zapłakał żałośnie po raz kolejny.
-Panie Haybeck. Niech pan wróci do domu. Jest już późno.- usłyszał za sobą głos lekarza, a na ramieniu poczuł ciężar dłoni mężczyzny. Nawet nie usłyszał kiedy wszedł on do sali. -Siedzi pan tutaj już kilka godzin. Ona potrzebuje odpoczynku. I pan również. Proszę wrócić do domu. Przespać się. Wróci pan do niej jutro.- mężczyzna wyszedł z sali. Zostawił go samego. Chciał zostać przy niej. Wiedział jednak, że nie może, że następnego dnia czeka go trening i nawet Pointner nie ma tyle cierpliwości. Poprawka. Pointner nie posiada czegoś takiego jak cierpliwość czy wyrozumiałość. Gdyby nie wpłynęli na niego inni członkowie sztabu szkoleniowego, to młody Haybeck już dawno wyleciałby z kadry. Niestety. Zgrupowanie czekało go już za kilka dni. Nie chciał zostawić Meggi samej. Fakt, że Sandra obiecała mu czuwanie przy niej wcale nie napawał go optymizmem, tym bardziej nie podnosił go na duchu. -Musisz być silna. Dla mnie. Dla nas.-wyszeptał, po czym złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Przyglądał jej się uważnie jeszcze przez chwilę w oczekiwaniu, czy się przypadkiem nie zbudzi. Łudził się, że jej oczy zaraz się otworzą, niczym w historii o śpiącej królewnie. W jego sercu żyła nadzieja, że będzie jej księciem, który zbudzi ją ze snu. Nic takiego jednak się nie stało. Nadal spała. Jej klatka piersiowa poruszała się nieznacznie. Oddychała. Tak bardzo chciał poczuć jej ciepły oddech na swojej skórze. Jej dłonie wplątujące się w jego włosy. Jej wargi na jego wargach. Chciał by ona stała się nieodłącznym elementem jego życia. Budzić się każdego ranka i zasypiać przy niej. Obdarowywać kwiatami, pocałunkami. Pisać listy miłosne. Wyznawać jej miłość przed zaśnięciem i witać ją tym wyznaniem zaraz po przebudzeniu. Chciał stanąć razem z nią na ślubnym kobiercu. Stworzyć rodzinę, mieć dzieci. Tak bardzo chciał. Ale nie mógł. Nie teraz. Teraz wszystko zależy od niej. To ona musi walczyć, by ich wspólna przyszłość była możliwa. -Musisz być silna. Musisz.- powtórzył cicho i wyszedł z sali. Tak po prostu. Wyszedł i skierował się w stronę domu. Musiał się odreagować. Czuł narastającą w nim złość wywołaną bezsilnością. Zaczął biec przed siebie. Płuca zaczęły go palić, a nogi po jakimś czasie zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Nie przerwało to jego szaleńczego biegu. Zatrzymał się dopiero gdy był przed domem. Zatrzymał się. Oddychał ciężko. Wszedł do środka i zakluczył drzwi. Oparł się plecami po ścianie i osunął się po niej na podłogę. Nie powstrzymywał już łez, które płynęły niczym wartki strumień górski, który to mijali na jednej z ich pieszych wycieczek w Alpy. Zachwyciła się nim wtedy. Pamiętał jej uśmiechniętą twarz, gdy ochlapała go wodą i tą jej niewinną minę. Pamiętał też, że gdy chciał ją ochlapać, ona wpiła się w jego usta i zapomniał nagle o całym świecie. Chciał by tak było i tym razem. Został z tym sam. Przytłoczony tym jaki los zgotowało mu życie. Otarł policzek rękawem, ale na miejscu startych łez pojawiały się nowe. Podobno prawdziwi mężczyźni nie płaczą. Cóż. Albo Michael nie jest prawdziwym mężczyzną, albo nie kochali nigdy oni miłością prawdziwą. Bo jak można siedzieć bezczynnie, gdy miłość ich życia balansuje gdzieś na granicy życia i śmierci. Lekarze zrobili wszystko co było w ich mocy. Reszta zależy od niej. Od tego czy będzie walczyła o ich wspólne szczęście, czy odda tę walkę walkowerem.

*****

Jej spokój i harmonię coś zaburzyło. Dała krok na przód. Chciała poznać źródło tej błogości. Natura ludzka charakteryzuje się ciekawością. Pytanie czy była jeszcze człowiekiem. Przybliżyła się do poznania odpowiedzi, gdy nagle stało się coś niespodziewanego. Usłyszała go. Głos. Męski, zachrypnięty, męski. Przeszył ją na wskroś i zmusił do cofnięcia się.
-Wróć do mnie. -skupiała się na źródle tego głosu. Próbowała je odnaleźć. Skupiła na tym całą swoją uwagę.- Potrzebuję cię. -prośba ta pociągnęła ją w stronę głosu. Czuła się trochę jak w zawodach na przeciąganie liny. Z tą różnicą, że ona była liną. I balansowała na granicy. Wyczekiwała na ponowne usłyszenie głosu, ale nic takiego nie nastąpiło. Jej umysł powtarzał niczym echo „potrzebuję cię” ale siła głosu słabła, aż w końcu stała się niesłyszalna. Powróciła do sytuacji początkowej. Do punktu równowagi. Kto wygra te zawody? Co będzie silniejsze? Ciekawość poznania co dalej, czy głos, który ją tak bardzo kusi i przyciąga. Postanowiła poczekać. Uczucie spełnienia i miłości, które odczuwała już po chwili sprawiło, że zapomniała o głosie. O jego prośbie. Zatraciła się w błogości. W niebycie. W nieistnieniu.

Ale istniała. Była namacalna. Jednak tak bardzo odległa, choć była na wyciągnięcie ręki..

*****


Wracała do mieszkania po ciężkim dniu w pracy. Nie marzyła o niczym innym jak o gorącej kąpieli. Nie czuła palców u stóp. Zawsze kochała wakacje, jednak teraz była gotowa je znienawidzić. Weszła na klatkę schodową, po drodze minęła blondynkę, która obdarzyła ją promiennym uśmiechem. Zdawało się, że była to jej sąsiadka. To od niej pożyczyła cukier. No może nie bezpośrednio od niej, bo pożyczyła go od szatyna, ale z pewnością był to jej cukier. Odwzajemniła uśmiech i po chwili stanęła przed drzwiami swojego mieszkania. Ku jej zaskoczeniu na wycieraczce leżał bukiet żółtych róż. Z niedowierzaniem podniosła bukiet, otworzyła mieszkanie i weszła do środka. Wstawiła kwiaty do wazonu i odczytała bilecik.
„Mam nadzieję, że właścicielka najbardziej hipnotyzujących oczu da się zaprosić na kolację. Wpadnę o 19.”

Zerknęła na zegar i zamarła. Według wskazówek zegara miała nieco ponad godzinę. Nie zastanawiając się dłużej poszła do łazienki wziąć relaksującą kąpiel. Do dwudziestu minutach moczenia się w wannie mogła się wziąć za przygotowanie się do randki. Nie była pewna kto ją zaprosił. Może jeden z sąsiadów? Znała ich tylko z widzenia, kilka razy wymienili się uprzejmościami. Rozczesała swoje włosy, które wcześniej miała splecione w warkocz i psiknęła się perfumami. Rzęsy podkreśliła tuszem. Przejrzała się w lustrze. Była zadowolona z efektu. Ubrała na siebie kremową, prostą sukienkę przed kolano i była gotowa. Dobrała do tego turkusowe korale i po chwili usłyszała dzwonek do drzwi. Uśmiechnięta otworzyła drzwi i ujrzała jego.
-To ty.- powiedziała bez przekonania. Blondyn niezrażony tym co właśnie powiedziała, podał jej kwiaty i obdarzył zniewalającym uśmiechem.
-Pięknie wyglądasz.- powiedział, gdy wzięła od niego kwiaty. Jej policzki oblał rumieniec, co dodało jej uroku. Była niczym lalka porcelanowa. Delikatna i krucha. Jeden fałszywy ruch mógł wszystko zepsuć.
-Dziękuję. -wymamrotała cicho i poszła włożyć kwiaty do wazony. Młodzieniec stał w drzwiach wyczekując -Cholera jasna!- usłyszał z głębi mieszkania i po chwili znalazł się przy blondynce.- właśnie dlatego nienawidzę róż.- wysyczała ssąc palec, który zraniła kolcem róży.
Dalsza część wieczoru należała do średnio udanych. Blondynka wyraźnie straciła humor. Nawet jego próby zabawiania jej żartami okazały się fiaskiem. Zrezygnowany odprowadził ją do domu.
-Tak właściwie to nawet nie zapytałem cię o imię.- wypalił gdy stali przed drzwiami jej mieszkania. Spojrzała na niego zaskoczona. Też o tym zupełnie zapomniała.
-Magdalena- wyciągnęła dłoń w jego kierunku.
-Michael-uścisnął delikatnie jej dłoń. Ich spojrzenia się spotkały, magia jej oczu zaczęła na niego działać. Nie trwała jednak zbyt długo, bo dziewczyna odwróciła wzrok. -Dobranoc Meggi- odparł chłopak, po czym złożył na ustach dziewczyny szybki pocałunek i odszedł, zanim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować. Dziewczyna zniknęła za drzwiami mieszkania. Oparła się o nie i głęboko oddychała. Czuła dziwne uczucie w żołądku. Na twarzy widniał uśmiech, a policzki piekły od rumieńców. Miała mnóstwo wątpliwości. Niewątpliwie jednak blondyn miał na nią niepokojący wpływ. Nie tylko ją dręczyły wątpliwości. Blondyn czuł się gorzej niż ona. Nie mógł spać. Nie wiedział co ze sobą począć. Nie mógł usiedzieć w miejscu dłużej niż dziesięć minut.
-Stary, ty się chyba zakochałeś.- zażartował Stefan widząc jak ten chodzi nerwowo po mieszkaniu przyjaciela. -Idę spać. Nie zdemoluj mi mieszkania.- zaśmiał się i zostawił blondyna sam na sam z myślami. Czy to prawda? Zakochał się? Trafiła go strzała amora i sprawiła, ze jego serce bije szybciej. Bije dla niej. A co jeśli ona nie czuje tego samego? Jeśli go wyśmieje, a ten pocałunek tylko dolał oliwy do ognia? Wiedział jedno. Nie odpuści bez walki. Wiedział, że czeka go jednak poważna rozmowa. Podobno cel uświęca środki. Podobno.. 


____________________________________________________________
Witajcie moje kochane.
Po pierwsze bardzo bym chciała podziękować za wszystkie komentarze. Nawet nie wiecie jakiego powera mi dajecie. Jesteście kochane i najlepsze.
I przyznam szczerze, że gdyby nie te komentarze, to nie jestem pewna, czy w ten weekend by coś powstało.. Szczerze wątpię.
Jeśli doszukacie się w rozdziale jakiś błędów, literówek, mieszania czasów to wybaczcie mi, ale zważywszy na to, że za punkt honoru wzięłam sobie dodanie rozdziału w ten weekend powinnyście zrozumieć. Pisanie po nocy mi nie służy, jednak mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Długość w końcu mnie zadowala :) 
I teraz wiadomość, która was pewnie mniej ucieszy. Kolejny dopiero za dwa tygodnie.
I nie. Ja wcale nie jestem okrutna. Ja po prostu zaczynam kurs na prawo jazdy i przez najbliższe dwa tygodnie nie będę miała na nic czasu. A że oceny są jakie są, to czas jaki mi zostanie (a dużo go nie będzie) będzie trzeba poświęcić na naukę.
Tak więc za 2 tygodnie ponownie się odezwę.
Buziaki :**


poniedziałek, 17 marca 2014

Pierwszy


Wrócił do domu podekscytowany. Spotkanie tylko upewniło go o słuszności swoich zamiarów. Zdjął kurtkę, powiesił na wieszak i ściągnął swoje ośnieżone buty.
-Kochanie wróciłem.- krzyknął od progu, zdziwiony tym, że blondynka nie przyszła go jeszcze powitać soczystym pocałunkiem, jak to zawsze miała w zwyczaju. Zajrzał do sypialni, jednak nie znalazł jej tam. Swoje kroki skierował do łazienki, gdzie powinna była siedzieć od dłuższego czasu przed lustrem. Światło w łazience nie było zapalone, nie znalazł tam dziewczyny. Obszedł inne pomieszczenia w domu, ale w żadnym nie znalazł ukochanej. Zaczął się niecierpliwić. Przyszła mu do głowy myśl, że może jest u fryzjera, po czym postanowił wziąć prysznic przed spotkaniem. Mężczyzna rozebrał się, wszedł pod prysznic, gdzie przez kilka minut stał w strumieniu ciepłej wody, która rozluźniła jego spięte mięśnie. Stresował się. Bał się jej reakcji. Bał się odrzucenia. Mył starannie swoje blond włosy. Umył całe swoje ciało żelem, którego zapach ona tak uwielbia. Po kolacji mężczyzna miał nadzieje, że spędzi noc, ze swoją świeżo upieczoną narzeczoną. Zakręcił wodę, wytarł się białym, puchatym ręcznikiem, po czym owinął się nim w pasie. Przeczesał dłonią mokre włosy, które były już lekko przydługie. Żałował, że nie udał się wcześniej do fryzjera, jak mu wcześniej radziła jego ukochana. Wyszedł z łazienki, a jej jeszcze nie było. Wszedł do kuchni, wyjął z szafki kieliszek, nalał do niego wina i wypił pośpiesznie jego zawartość. Nigdy wcześniej się tak nie stresował. Nawet skakanie na skoczni mamuciej to dla niego pikuś w porównaniu do oświadczyn. Zerknął na zegar. Zostało mu pół godziny. Udał się do sypialni, złożył świeże skarpetki oraz bokserki. Wyjął z szafy garnitur, który zakupił specjalnie na tą okazje. Ubrał się w niego, poprawił idealnie białą koszulę i założył czarną muchę. Przejrzał się w lustrze. Poprawił włosy i jest był gotowy do wyjścia. Zerknął na zegar i odnotował, że wskazuje on za dziesięć ósmą. Poszukał telefonu, w celu dodzwonienia się do blondynki. Dziewczyna nie odebrała. Upewnił się po raz kolejny, czy aby na pewno pudełeczko z pierścionkiem, który był w jego rodzinie od lat, znajduje się w jego kieszeni. Przysiadł na łóżko podenerwowany. Poczuł, że na coś usiadł. Podniósł się i dostrzegł pudełeczko opakowane w srebrny, ozdobny papier. Odpakował je. Otworzył kartonik i znalazł w nim test ciążowy, na którym zauważył dwie kreseczki. Zajęło mu chwilę, zanim do niego dotarło, że wkrótce zostanie ojcem. Podniósł się nagle z łóżka i nie wiedział co zrobić. Przepełniało go szczęście. Miał ochotę wykrzyczeć całemu światu, że będzie ojcem. Wybrał numer na swoim smarfonie i po kilku sekundach usłyszał pierwszy sygnał.
-Halo?-usłyszał zamiast trzeciego sygnału.
-Będę ojcem!-krzyknął podekscytowany do telefonu. -Rozumiesz to? Będę miał dzidziusia. Takiego małego, różowiutkiego dzidziusia. -jego głos był wypełniony szczęściem. Przyjaciel blondyna tylko się uśmiechnął na tą wiadomość.
-Dla uściślenia, to Megi będzie miała dzidziusia, pacanie.-zaśmiał się do słuchawki. -No ale wiesz co Hayboeck? Nie spodziewałem się, że tak szybko zaczniesz dbać o przyrost naturalny. Teraz tylko musisz się jej oświadczyć.
-No co ty nie powiesz? -odparł z przekąsem blondyn. -Siedzę w mieszkaniu i czekam na nią. Zaprosiłem ją do najlepszej restauracji, gdzie chcę się jej oświadczyć, ale jeszcze nie przyszła. Zaraz się chyba z nerwów porzygam.- mówił podenerwowany, przechodząc się po pokoju. Zauważył jej ulubioną bluzkę leżącą na podłodze. Podniósł ją.
-Może to jednak ty jesteś w ciąży? -zażartował Schlierenzauer, tymczasem blondyn złożył bluzkę. Otworzył jej szafę i zamarł.
-Później do ciebie oddzwonię.-rzucił krótko i się rozłączył. Patrzył na pustą szafę z niedowierzaniem. Chłopak już niczego nie rozumiał. Oparł się o ścianę i osunął się po niej na podłogę. Zaczął się zastanawiać czy to oznacza, że ona go zostawiła. A co jeśli dziecko nie było jego? Blondyn wykluczył jednak tą opcję, bo wiedział, jak bardzo blondynka go kocha. Rozważał co mógł zrobić źle. Rano było wszystko okej. Może była jakaś zamyślona i jakby nieobecna, gdy się z nią kochał poprzedniego wieczora, ale wcześniej nie zwrócił na to uwagi. Co jeśli ona go zdradzała. Jego rozmyślenia przerwał dźwięk telefonu.
-Halo?-odebrał zamyślony skoczek. Ciepły głos kobiety po drugiej słonie słuchawki, która miała mu przekazać złe wiadomości sprawił, że zrobiło mu się słabo. -Jaki wypadek?- zapytał niewiele rozumiejąc z tego co kobieta do niego mówi. Kobieta wyjaśniła mu zaistniałą sytuację. -W jakim jest stanie? -jego głos się łamał, ale musiał wiedzieć, czy ona żyje. Kobieta udzieliła mu wszystkich informacji. -Co to znaczy krytyczny, ale stabilny? -krzyknął do słuchawki zdenerwowany. Nie dostał odpowiedzi, kobieta kazała mu przyjechać do szpitala, gdzie lekarz prowadzący go powiadomi. -Szpital św. Alberta, tak?- zapytał, by się upewnić, gdy usłyszał potwierdzenie od razu się rozłączył. Szybko wybrał inny numer. Nie musiał długo czekać, by usłyszeć po raz drugi tego wieczoru głos Gregora w słuchawce.
-Musisz mnie zawieść do szpitala.- powiedział bez ogródek blondyn. On nie był w stanie, by usiąść za kierownicą. Nie chodziło tu nawet o to, że wypił. Bardziej na jego stan podziałała informacja, że jego ukochana może nie przeżyć.
-Co się stało? - z zamyślenia wyrwał go głos swojego przyjaciela.
-Madzia. Wypadek. Jest w szpitalu. W ciężkim stanie. Nic więcej nie chcą mi powiedzieć. -po twarzy blondyna pociekły łzy. Bał się o nią. Cholernie się bał, że może ją stracić.
-Będę za pięć minut.- usłyszał w słuchawce, po czym szatyn się rozłączył. Dla blondyna te pięć minut było niczym wieczność. Czekał na Gregora pod swoim domem. Nie przebrał się nawet. Jechał do szpitala w garniturze. Liczyła się tylko ona. Zapomniał nawet o własnej matce, która również miała się pojawić na niedoszłej kolacji. Kobieta siedziała w restauracji czekając na syna z jego wybranką. Gdy opowiadał o niej w kawiarni wiedziała, że dziewczyna jest wyjątkowa. Tym bardziej cieszyła się, że jej młodszy syn planuje założenie rodziny. Była z niego bardzo dumna. Niepokoił ją jednak fakt, że mieli się zjawić czterdzieści minut wcześniej, a ich jeszcze nie było. Wybrała numer do syna. Odebrał po kilku sygnałach, a ona od razu wiedziała, że stało się coś niedobrego.
-Mamo. Ona miała wypadek. Boję się. -była pewna, że jej syn płacze. Było jej go strasznie szkoda. Poprosiła o rachunek, uregulowała należną kwotę i wybiegła z restauracji wzywając taksówkę.
-Skarbie wszystko będzie dobrze. -upewniła go kobieta. Wsiadła do taksówki i podała kierowcy cel podróży, a mianowicie szpital.
-Mamo. Ja nie mogę jej stracić. Ja tego nie przeżyję.- mówił blondyn, a ona poczuła ukłucie w sercu. Jej syn cierpiał, a ona nie mogła mu pomóc. Gdy tylko taksówka zatrzymała się pod szpitalem, zapłaciła mężczyźnie i wbiegła do szpitala. Po chwili zauważyła już swojego syna siedzącego na korytarzu. Wyglądał okropnie. Siedział przygarbiony, jego oczy były zapuchnięte, a garnitur, który powinien się prezentować elegancko był już pozagniatany i sprawiał, że jej syn wyglądał żałośnie. Podeszła do niego i go przytuliła. Łzy cały czas spływały z twarzy skoczka, a po chwili do jego łez dołączyły łzy matki. Nikt nie zwrócił uwagi na siedzącego obok szatyna, który nerwowo wiercił się na krześle. Czuł się bezsilny, zły. Chciał pomóc przyjacielowi, a nie potrafił. Kiedyś sądził, że osiągnął już wszystko, jest legendą, choć ma dopiero dwadzieścia cztery lata. Zawsze był odważny i zaradny. Nigdy niczego się nie bał. A teraz? Teraz w obliczu śmierci jednej z bliskich mu osób wiedział, że tak naprawdę nic nie znaczy dla tego świata. Tutaj nie było ważne ile kto ma pieniędzy, czy był sportowcem, gwiazdą popu, czy zwykłym pracownikiem fizycznym, który musiał ciężko pracować, by wyżywić rodzinę. Przebywanie w szpitalu mu nie służyło. Nerwowo bawił się swoimi palcami, wyczekując razem z pozostałą dwójką na lekarza. Bał się, że blondynka może tego nie przeżyć. Nie wiedział jak ma o tym powiedzieć Sandrze. Sam nie wiedział ile czasu siedzieli na tym korytarzu, nie zwracał uwagi na pielęgniarki w zielonych strojach, które przechodziły tuż przed jego nosem. Czekał tylko na jedno. Czekał, aż otworzą się te cholerne drzwi i ktoś im powie, czy operacja się udała. Czy ona żyje. On już się nie łudził, że płód to przeżyje. Wiedział, że jego przyjaciel, który tak się cieszył z nadchodzącego potomka również to przeczuwał. Wstał z krzesła i zaczął chodzić w tą i z powrotem po korytarzu. Swój wzrok cały czas miał utkwiony na jednych drzwiach. Gdy się otworzyły Michael i jego matka drgnęli, patrząc z wyczekiwaniem na lekarza. On tylko powiedział, że chce rozmawiać z jej narzeczonym, na co ten nie zareagował, jakby nie rozumiejąc słów lekarza, po czym skierował się za nim do gabinetu. A szatyn cały czas wpatrywał się w plecy medyka, który zniknął za rogiem razem z jego przyjacielem. Bał się poznać prawdę. Naprawdę się bał. Ona musiała przeżyć. To nie mogło się tak skończyć. Lubił blondynkę. Od samego początku przypadła mu do gustu i wiedział, że jest ona pisana Michaelowi. Cały czas pamiętał, gdy zobaczył ją po raz pierwszy.
*****


Dziewczyna przyjechała do Austrii pod koniec czerwca. Tak naprawdę nigdy nie planowała opuszczenia swojego ukochanego Berlina. I nigdy by go nie opuściła, gdyby nie stypendium. Od zawsze chciała studiować na akademii sztuk pięknych. Zawsze interesowała się fotografią. Gdy usłyszała o propozycji wyjazdu na studia do Austrii zgodziła się bez chwili zawahania. Dopiero w samolocie dopadły ją wątpliwości. Nikogo przecież tam nie znała. Miała być sama, z dala od domu, w obcym kraju, zdana tylko na siebie. Cieszyła się, że będzie mogła mieszkać w mieszkaniu ciotki, która wyjechała do pracy do Ameryki. Chociaż jeden problem mniej z głowy. Wątpliwości mieli również rodzice dziewczyny, którzy nie chcieli puszczać jedynaczki samej do obcego kraju. Pomimo pełnoletności, cały czas traktowali ją jak małą dziewczynkę. Nawet nie zauważyli, kiedy ich córka stała się kobietą. Pożegnali ją na lotnisku mocno ściskając i tuląc. Oczywiście nie obyło się bez łez. Dziewczyna siedząc w samolocie poczuła dziwne uczucie w okolicach żołądka. Nie było to uczucie głodu. Był to strach. Strach przed nieznanym. Od tego właśnie dnia miała żyć na własną rękę, nie mogła liczyć na pomoc rodziców. Nikt nie czekał na nią na lotnisku, nikt nie pomógł z ciężką walizką. Sama musiała urządzić sobie mieszkanie. Sama płaciła rachunki i znalazła pracę jako kelnerka w jednej z okolicznych kawiarni . Pewnego słonecznego dnia jej budzik nie zadzwonił, więc wybiegła z mieszkania w pośpiechu. Nie chciała się spóźnić do pracy, zawsze starała się być punktualna i wywiązywać się ze swoich obowiązków. Obejrzała się za siebie, upewniając się, że nic jej nie wypadło i wtedy na kogoś wpadła. Wylądowała na blondynie, który trzymał ją w stalowym uścisku. Patrzył jej głęboko w oczy, a jego twarz zbliżała się coraz bardziej do jej twarzy. Spanikowała i uciekła. Zostawiła go tak leżącego na klatce schodowej. Nie wiedziała nawet kim jest. Nie był jej sąsiadem, nie widziała go tu wcześniej. Nie zaprzątała sobie nim dłużej głowy, bo w pracy nie miała chwili wytchnienia. Gdy wracała do domu było już późno. Sklepy były już pozamykane, a na ulicach zaczęła się pojawiać młodzież, która szła się bawić. Inni cieszyli się wakacjami. Ona musiała pracować. Wróciła do domu zmęczona. Miała ochotę usiąść na kanapie z kubkiem  zielonej herbaty osłodzonej dwiema łyżeczkami cukru i się zrelaksować. Nagle coś do niej dotarło. Nie miała nawet cholernego cukru w domu. Przejrzała się szybko w lustrze. Miała na sobie leginsy i czarny t-shirt z logiem Nirvany. Włosy miała spięte w niedbały kok, a jej twarz była blada. Stwierdziła, że nie wystraszy chyba nikogo z sąsiadów, wzięła szklankę z kuchni i udała się do drzwi naprzeciw. Nacisnęła na dzwonek. Widziała, że jest ktoś w środku, bo słyszała śmiechy. Otworzył jej szatyn o czekoladowych oczach. Był wysoki, przystojny i patrzył na nią z zaciekawianiem.
-Ja bym chciała pożyczyć szklankę cukru.- powiedziała cicho, nie patrząc na szatyna. Podała mu szklankę, po czym zniknął w mieszkaniu. W głębi mieszkania dostrzegła blond czuprynę i znajomy jej chłopak zjawił się po chwili w drzwiach.
-Już się za mną stęskniłaś?- chłopak zażartował, na co ona spłonęła rumieńcem. Po chwili zjawił się szatyn ze szklanką cukru. Podał ją blondynce, która tylko podziękowała i uciekła do swojego mieszkania. Szatyn spojrzał na blondyna zaskoczony, na co on tylko wzruszył ramionami i wrócił do oglądania filmu. Starszy chłopak zrobił to samo. Zauważył jednak, że jego kolega jest jakiś nieobecny. Nie przejmował się nim jednak, jego całą uwagę zajęła jego dziewczyna. A niebieskooki myślami cały czas był przy blondynce. Nie potrafił zapomnieć o jej hipnotyzujących oczach. 




___________________________________________________________
Witajcie. Wiem, miało być dopiero w piątek, ale znalazłam chwilę i powstało to coś. 
Jeśli są jakieś błędy, to przepraszam, pisane na szybko, bo chwilę wolnego czasu znalazłam, a wierzcie mi, nieprędko się nadarzy kolejna taka okazja. 
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Niestety nie wiem, kiedy pojawi się kolejny. 
I chciałabym jeszcze raz podziękować wszystkim za życzenia :*
Buziaki :*

sobota, 1 marca 2014

Prolog

W życiu są takie momenty, których nikt nie zaplanował.
Wynikają one z chwili zapomnienia, poddania się emocjom.



Dziewczyna podeszła do swojego chłopaka, chcąc go pocieszyć. Czuła jak jego mięśnie, które były napięte, pomału się rozluźniały. Jego oddech stawał się miarowy. Pociągnął ją w stronę domku austriackich skoczków i zamknął za nimi drzwi. Po uprzednim upewnieniu się, że nikogo poza nimi tam nie było, wpił się w jej usta, a jego spragnione dłonie wędrowały po jej ciele. Ona jęknęła przeciągle, czując jego dłonie na swoich nagich piersiach i zaczęła drapać go po plecach. Jej zachowanie jeszcze bardziej go nakręciło, bo pozbył się zbędnej odzieży i całował skórę swojej wybranki, kreślił tym sposobem tylko jemu znane znaki na jej ciele. Parą zawładnęło pożądanie, żadne z nich nie skupiało swojej uwagi na tym, że ktoś może ich nakryć. Nie myśleli również o prezerwatywach. Liczyła się chwila. Moment, który miał tak wiele zmienić w ich dotychczasowym związku. Chłopak opadł obok swojej dziewczyny spełniony, pocałował swoją wybrankę w usta. Gdy po chwili ich emocje opadły, ubrali się pośpiesznie speszeni, że ktoś może ich nakryć i udali się kibicować jego kolegom z kadry, którzy w przeciwieństwie do niego, zakwalifikowali się do drugiej serii. Żadne z nich nawet nie odnotowało faktu, kto wygrał. Oni myślami byli przy zdarzeniach sprzed kilku chwil.


*****
Kolacja u Schlierenzauera. Stół zastawiony najlepszymi specjałami, w kieliszkach najdroższe wino, a zgromadzeni świętowali jego kolejne zwycięstwo. Chłopak o czekoladowych tęczówkach siedział na szczycie stołu, a po jego prawej stronie drobna blondynka o miłym uśmiechu. Jego dziewczyna, Sandra. Z zebranych przy stole, tylko on wiedział o pierścionku, który spoczywał w czerwonym pudełeczku w kieszeni jego spodni. Zaręczyny planował od dłuższego czasu. Nie wiedziała o nich nawet jego matka, która zasiadła po jego lewej stronie. Chłopak wzniósł toast, wszyscy poza jedną blondynką, siedzącą u boku jego najlepszego przyjaciela unieśli kieliszki do ust, po czym upili łyk czerwonawego trunku. Nikt nie zwrócił uwagę na blondynkę, która wyglądała, jakby do jej twarzy nie docierała krew. Upiła kilka łyków wody ze szklanki, choć nie wiele to pomogło na jej mdłości. Wszyscy zaczęli jeść, poza rzeczoną blondynką. Zaniepokoił się tym jej chłopak, który z troską nałożył na jej talerz kawałek pieczeni i porcję gotowanych warzyw. Przyglądał jej się bacznie, wyczekując aż ta zacznie jeść. Ona nie chcąc odgrywać scen przy zgromadzonych, ukroiła sobie kawałek pieczeni, która była idealnie przyrządzona. Wzięła owy kawałek do ust, przeżuła i zdecydowała, że nie było tak źle. Pieczeń była pyszna, a jej żołądek nie odmówił posłuszeństwa. Blondyn powrócił do rozmów z siedzącym obok niego brunetem, nie zauważając nawet, że jego ukochana zbladła jeszcze bardziej. Usłyszał tylko dźwięk odsuwanego krzesła i uderzania szpilek o marmurową podłogę. Dziewczyna zniknęła za drzwiami łazienki. Zorientował się co się stało, dopiero gdy dziewczyna pana domu pobiegła w ślad za nią. Zebrani patrzyli na niego pytająco, na co on wzruszył tylko ramionami.
-Coś jej musiało zaszkodzić.- odparł krótko, na co zebrani tylko pokiwali niepewnie głowami, po czym powrócili do swoich poprzednich zajęć. Chłopak wypijał kolejną lampkę wina, zapominając zupełnie o swojej dziewczynie, która się przez długi czas nie zjawiała. Jedna osoba była zniecierpliwiona, a cała sytuacja go irytowała. Pan domu, Gregor Schlierenzauer z wyczekiwaniem wpatrywał się w drzwi łazienki. Czekał aż jego przyszła narzeczona ją opuści. Miał nadzieję, że zdąży jej się oświadczyć, zanim goście zaczną wychodzić. Jego matka dostrzegła poirytowanie na twarzy syna, posłała mu pytające spojrzenie, na które on tylko uśmiechnął się gorzko.
Za drzwiami łazienki jedna z blondynek wymiotowała, na co druga patrzyła z niedowierzaniem.
-Od jak dawna masz mdłości?- zapytała po dłuższej chwili. Druga opłukała swoją bladą twarz zimną wodą i spojrzała na nią z przerażeniem.
-Od dwóch tygodni. Ale to nie możliwe. My zawsze...- przerwała nagle. Usiadła zrezygnowana na sedesie. Ukryła twarz w dłoniach, a z jej oczu popłynęły łzy. Sandra podeszła do niej, przytuliła, głaskała po plecach.
-Musisz zrobić test. Jeśli chcesz, to możemy zaraz jechać do apteki, a później do mnie. Nikt nam nie będzie przeszkadzał. Gregor zrozumie.- wstała kierując się ku drzwiom.
-Proszę, tylko nic mu nie mów. Muszę mieć pewność.- dziewczyna otarła łzy, stanęła przed lustrem próbując uratować jej rozmazany makijaż.
-Nie martw się. Zaraz wszystko załatwię. Doprowadź się do stanu używalności i zaraz możemy jechać.- powiedziała, po czym wyszła z łazienki.
Gregor słysząc, że jego Sandra wybiera się z dziewczyną Hayboecka do lekarza o mało co nie wpadł w furię. Razem z Michaelem próbowali ją przekonać, że to Michi zabierze swoją ukochaną do lekarza, ale ona nie chciała ich słuchać. Stwierdziła, że tylko ona z nich nie piła, cmoknęła swojego ukochanego w policzek, wzięła kluczyki, torebkę oraz swój płaszcz. Poczekała na swoją koleżankę, która wyglądała koszmarnie. Ta uśmiechnęła się przepraszająco w stronę pana domu, nie potrafiła jednak spojrzeć na zatroskaną minę jej chłopaka. Wiedziała, że pod wpływem jego spojrzenia się rozklei. Odwróciła wzrok.



*****
-I co? -blondynka wpatrywała się w swoją koleżankę z wyczekiwaniem. Ta tylko zaniosła się głośnym szlochem. Wyrwała z jej ręki test ciążowy. Pozytywny. Tak samo na dwóch kolejnych. Przytuliła swoją przyjaciółkę. Zazdrościła jej nawet. Gregor nawet nie chciał nic słyszeć o planowaniu rodziny.
-Jak ja mam mu o tym powiedzieć?- zapytała łamiącym się głosem. -On mnie znienawidzi.- wybuchła niepohamowanym płaczem.
-Nie płacz głuptasie. Michi cię kocha. Jak się dowie, to cie będzie na rękach nosił.- Sandra uśmiechnęła się, ścierając łzę z policzka blondynki.


*****

Nie mogła się doczekać wieczoru. Jej ukochany zaprosił ją na kolację. Gdy zapytała o szczegóły, on tajemniczo odpowiadał, że nie może jej powiedzieć. Ona nie zdawała sobie sprawy, że ten zakochany w niej po uszy wariat planuje oświadczyny. Stwierdziła, że to dobry pomysł, by powiedzieć mu o ciąży. Nie wiedziała jak to zrobić. Znalazła gdzieś ozdobne pudełeczko, włożyła do niego test, opakowała je papierem i starannie obwiązała wstążką. Modliła się w duchu, by on się ucieszył na tą wiadomość. Serce biło jej niczym oszalałe. Zerknęła na zegar. Robiło się późno. Wzięła płaszcz i udała się do fryzjera. Stwierdziła, że musi pięknie wyglądać, skoro on zabiera ją do restauracji. Przechodząc obok jednej z kawiarni, przejrzała się w szybie, by ocenić stan swojej fryzury. Zamarła na chwilę. Stała na środku chodnika, potrącana przez innych. Nie zważała na to. Jej umysł był skupiony tylko na nim. Siedział przy stoliku przy oknie, trzymając za rękę jakąś kobietę, która siedziała do niej tyłem. Łzy pociekły po jej policzkach. Nie przejmowała się spojrzeniami przechodniów, którzy patrzyli na nią jak na wariatkę. Nie przejmowała się fryzurą świeżo od fryzjera, która się rozwaliła w czasie jej histerycznego biegu. Wbiegła do jego mieszkania, pośpiesznie spakowała swoje rzeczy do jednej z walizek. Nie zważała na bałagan jaki zostawiła. Zapomniała o paczuszce, która leżała na łóżku. Zabrała walizkę i bez żadnego listu ze słowem wyjaśnienia wyszła z domu. Włożyła walizkę do auta, po czym uruchomiła silnik i skierowała się w stronę domu. Do Berlina długa droga, ale nie miała najmniejszej ochoty zatrzymywać się u kogokolwiek z jego znajomych.

*****

Było ślisko, ciemno, a dziewczyna po mału robiła się coraz bardziej śpiąca. Nawet nie zauważyła nadjeżdżającego z naprzeciwka auta. Przymknęła oczy tylko na chwilkę. A później było już tylko ciemno.



________________________________________
Witajcie kochane. Wiem, że ankieta jeszcze trwa, ale nie mogłam się powstrzymać i powstał prolog.
Nie mógł się kisić na komputerze przez 2 tygodnie, tak więc oddaję w wasze ręce nową historię.
Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.
Pozdrawiam :**