niedziela, 4 stycznia 2015

Siódmy

Stała przestraszona przed ogromnym budynkiem zbudowanym w nowoczesnym stylu miętosząc nerwowo rękaw płaszcza. Wzięła głęboki wdech, sprawdziła po raz kolejny, czy aby na pewno dźwięki w telefonie są wyciszone i przekroczyła próg budynku. Będąc tutaj wcześniej z Sandrą nie czuła takiego stresu, jednak załatwianie spraw papierkowych w sekretariacie a pójście na zajęcia po tak długim czasie to zupełnie inna sprawa. Po kilku minutach dotarła pod salę wykładową, w której frekwencja była znikoma. Usiadła w tyle sali i zaczęła nerwowo rozglądać się wokół. Zupełnie nieświadomie cały czas stukała paznokciami w blat ławki, co zdecydowanie nie spodobało się siedzącej przed nią dziewczynie, bo ta obrzuciła ją gardzącym spojrzeniem. Ona jednak wcale się tym nie przejęła. Zaintrygował ją chłopak siedzący kilka ławek przed, który przez cały czas jej się zawzięcie przyglądał. Poczuła pojawiające się wypieki na policzkach i odwróciła swój wzrok wgapiając się w ciemny blat ławki. Trwała by tak pewnie dłużej, ale wykładowca się pojawił i swą uwagę skupiała na wykładzie. Początkowo jego słowa nawet ją ciekawiły, jednak później zaczęła się nudzić. Jak zauważyła nie była jedyną osobą na tej sali, której wykład nie zaciekawił. Jedni układali pasjansa na laptopie, drudzy smsowali nie zwracając uwagi na nic, jeszcze inni najzwyczajniej w świecie gryzmolili coś w notesie, sprawiając wrażenie robienia notatek. Ona jednak wolała przyjrzeć się chłopakowi, który wcześniej jej się przyglądał. Wysoki brunet o smukłej sylwetce gryzmolił coś zawzięcie w notatniku. Przypominał jej Michaela, który w podobny sposób marszczył czoło analizując swoje skoki. Zawsze wtedy próbował wyłapać jakiś szczegół, który psuł cały efekt. Chłopak po raz kolejny odwrócił głowę i wyłapując spojrzenie blondynki posłał jej szczery uśmiech. Odwzajemniła uśmiech po czym odwróciła wzrok. On uśmiechnął się delikatnie pod nosem i powrócił do rysowania w notatniku.
Gdy po kilku godzinach skończyły się zajęcia on czekał na nią przed budynkiem. Nie zauważyła gdy do niej pochodził, więc przestraszyła się gdy chwycił ją za łokieć by się odwróciła w jego stronę.
-Meggi -wyszeptał z czułością. -Jak miło cię znów widzieć.- przytulił zdezorientowaną dziewczynę
-A ty jesteś?- zamrugała dwukrotnie i uśmiechnęła się przepraszająco -Nie wiem czy słyszałeś..
-Słyszałem o twoim wypadku -przerwał jej.- Naprawdę mi przykro. A i nie przedstawiłem się. Max. Poznaliśmy się na pierwszym roku. -zmarszczyła czoło próbując sobie go przypomnieć, jednak bezskutecznie. -Tak się właśnie zastanawiałem, czy nie dałabyś się zaprosić na kawę?- w uśmiechu ukazał szereg białych zębów i choć nie miała żadnych planów, serce jej podpowiadało by odmówiła.
-Wybacz, ale dziś nie mogę. -uśmiech na twarzy chłopaka momentalnie zmienił się w grymas rozczarowania, co nie umknęło uwadze blondynki.- Może następnym razem.- dodała szybko.
-To do zobaczenia. -przywołał na twarzy sztuczny uśmiech i odszedł.
-Do zobaczenia. -odpowiedziała za odchodzącym chłopakiem.
Wróciwszy do domu od razu wrzuciła się na kanapę i włączyła telewizor w nadziei, że coś ciekawego przykuje jej uwagę. Zrezygnowana włączyła kanał muzyczny i rozłożyła się wzdłuż kanapy. Jej myśli błądziły między chłopakiem z wykładu- Maksem a Michaelem, który miał wrócić już niedługo. Z jednej strony wyczekiwała tego powrotu, z drugiej zaś bała się jego bliskości. Zasnęła zapominając choć na chwilę o dręczących ją niepewnościach udając się do krainy sennych marzeń. Tutaj również obraz Michaela jej nie opuszczał, jednak prezentowane obrazy ukazywały ich jako szczęśliwą parę. Ona ubrana w beżową, zwiewną sukienkę kroczyła obok niego przyodzianego jasne dżinsowe spodnie i białą koszulę. Spacerowali boso po soczyście zielonej łące a ich splecione dłonie były w tyn obrazie czymś zupełnie naturalnym. Ukradkowe spojrzenia i uśmiechy sprawiały tylko, że przyroda wokół coraz bardziej rozkwitała. Radosny śpiew ptaków, niczym nieskażona przyroda i ich dwoje, których miłość mogła góry przenosić. W pewnym momencie jednak zerwał się silny wiatr, który poniósł blondyna gdzieś poza horyzont, pozostawiając tym samym dziewczynę samą. Niebiańska polana nie była już tą samą. Zieleń trawy zbladła, przyjazny świergot ptaków ucichł, na jego miejsce pojawiła się nieprzyjemna cisza. Chciała krzyczeć, jednak nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. I nagle wszystko zniknęło. Podniosła się gwałtownie do pozycji siedzącej słysząc dzwonek telefonu. Nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na wyświetlacz telefonu i poczuła pewne dziwne uczucie w dole brzucha. Gregor nie dzwonił do niej często, więc z poczuciem niepokoju nacisnęła na zieloną słuchawkę.


*****

Od samego rana przepełniony był zupełnie nową energią. Zdenerwowanie na trenera dawało mu dodatkowej motywacji by udowodnił na co go stać. Można było to już dostrzec na stołówce, gdy zjawił się pierwszy na śniadanie. Zaskoczone spojrzenie Koflera, który zawsze jako pierwszy z kadry zjawiał się w stołówce, dodało mu motywacji do działania. Przywitał się z kolegą z kadry i powrócił do konsumowania jajecznicy. Andreas w milczeniu usiadł obok młodego Hayboecka i co chwila zerkał na niego z niedowierzaniem. Pozostali Austriacy również zaskoczeni byli widokiem blondyna o tak wczesnej porze na śniadaniu. Uśmiechu na jego twarzy nie dało się nie zauważyć, a idealnie ułożona fryzura była czymś wręcz niespotykanym w ostatnim czasie.
-Naćpałeś się czegoś czy co? -zapytał Gregor szturchając młodszego kolegę w ramię. -A może sobie przygarnąłeś na noc jakąś młodą fankę? -Gregor musiał się szybko odsunąć unikając ciosu blondyna.
-To, że ty -wycelował palcem w jego pierś- masz skłonności do spraszania sobie panienek do łóżka, wcale nie znaczy, że ja też tak robię. I aż dziwne, że Sandra się nie dowiedziała. -wycedził przez zęby.
-Sam wiesz, że to była jednorazowa sytuacja.- usprawiedliwiał się Schlieri -Poza tym wtedy byłem po kłótni z Sandrą. Z resztą pieprzyć to. Nie będę się przed tobą usprawiedliwiał. -podniósł się z krzesła i odszedł od stołu, skupiając na sobie spojrzenia kolegów z kadry.
-Jak zwykle.- mruknął pod nosem Michael, dopił zimną już kawę i odszedł od stołu w ślad za Gregorem. Był zły na siebie. Nie powinien wracać do tamtej sytuacji. Każdy z nich czasami przeżywał chwile słabości i każdy radził sobie z nimi w inny sposób. Mu wystarczała gra w bierki z Koflerem. Czasami Kofler nawet pozwalał mu wygrać, a on z dziecięcą radością wracał później do swojego pokoju i szedł spać. Gdy dotarł pod drzwi zapukał cicho i nacisnął na klamkę. Drzwi uchyliły się z cichym skrzypnięciem a on dostrzegł przyjaciela wpatrującego się w panoramę gór.
-Po co przyszedłeś? -zapytał oschle- Chcesz mi wypominać jeszcze jakieś błędy? Proszę bardzo. Wal śmiało. -odwrócił się do blondyna i obdarzył spojrzeniem zimnym jak lód.
-Gregor ja przepraszam. Wiem, nie powinienem do tego wracać. -wyszeptał zrezygnowany- Sam wiesz jak jest. -westchnął i przysiadł na idealnie zaścielonym łóżku, nie przejmując się niezadowoloną miną Gregora. -Odkąd tu jesteśmy ani razu nie zadzwoniła do mnie. Myślałem, że może jak wyjadę to coś się zmieni. Ale nie. -Gregor usiadł obok niego i położył mu dłoń na ramieniu dodając w ten sposób przyjacielowi otuchy.
-Ułoży się jeszcze. Zobaczysz. Przecież to uczucie nie mogło całkowicie wygasnąć. Była tak bardzo w tobie zakochana.. - szatyn się zamyślił nad czymś. Nie dane mu było dokończyć, bo do pokoju wbiegł zasapany Kraft, informując ich o trwającym już treningu na siłowni. Zbiegli w pośpiechu do siłowni, gdzie czekał już na nich zdenerwowany Pointner. Pokręcił tylko z niezadowoleniem głową, a oni wzięli się za trening. Trener z niedowierzaniem patrzył na Hayboecka, który do treningu przykładał się z dawno niewidzianym entuzjazmem i nawet najcięższe ćwiczenia dla niego wydawały się być banalnie prostymi. Przez chwilę pomyślał, że może jego młody podopieczny w końcu poukładał swoje sprawy sercowe, jednak po chwili odsunął od siebie tą myśl. Zaciętość mająca się na jego twarzy nie wskazywała raczej na radość czy też nagły zastrzyk miłości. Pokiwał zrezygnowany głową i skupił się na pozostałych zawodnikach.


*****


W późniejszych treningach na skoczni młody Hayboeck również prezentował formę znacznie lepszą od prezentowanej ostatnimi czasy. Oglądając jego kolejne skoki kiwał głową z uznaniem, zastanawiając się ile w tym jest zasługi ich rozmowy. Blondyn potrafił dobrze skakać bez pomocy psychologa, jednak nadal niepokoił się o niego. Fakt, że potrafił skupić się na skakaniu wcale nie oznaczał rozwiązania jego problemów. Zastanawiał się, czy nie powinien odbyć rozmowy z panną Wagner. Z jednej strony powinien taką rozmowę przeprowadzić, bo czuł się odpowiedzialny za swojego zawodnika, z drugiej jednak strony nie chciał ingerować w ich prywatne życie. Postanowił poczekać z tym do ich powrotu.
Postanowił skupić się na sprawach bieżących, czyli na pozostałych skoczkach. To, że Hayboeck w końcu przypomniał sobie jak oddawać skoki, nie znaczy, że pozostali również byli w szczytowej formie. Kofler notorycznie spóźniał wybicie, Diethart miał problemy z pozycją dojazdową, Kraft markował telemark niczym Simon Amman a Gregor skakał swoje, choć odległości nie były oszałamiające. Podrapał się po swojej łysiejącej głowie w nadziei, że jakieś rozwiązanie problemu przyjdzie samo i jednym pstryknięciem palców jego wszystkie problemy się rozwiążą. Miał tylko nadzieje, że do zimy sytuacja się ustabilizuje i Austria znów będzie potęgą jak na Austrię przystało.
Skrzętnie notował każdy nawet najmniej istotny błąd, który tylko odnotowywał u zawodników. Odetchnął z ulgą, gdy przyodziany w zgniłozielony kombinezon Kofler zasiadł na belce, odepchnął się od niej na dany mu przez niego znak, trafił idealnie w próg i łapiąc powietrze pod narty osiągnął w swojej ostatniej próbie rozmiar skoczni. O dziwo Kraft, Schlierenzauer i nawet Diethart osiągnęli zadowalające rezultaty. Z oczekiwaniem wpatrywał się w Hayboecka, który widocznie miał jakieś problemy z wiązaniem, bo nie pojawiał się dość długo na belce. Po chwili jednak zasiadł na belce, sprawdził wiązania i upewnił się, że zamki w kombinezonie są podopinane, poprawił gogle i na znak trenera odepchnął się od belki. Idealnie trafił z odbiciem, w locie przyjął dość agresywną pozycję, to był daleki skok, lądował w okolicach rekordu skoczni. Jednak w momencie, gdy on odetchnął z ulgą z racji zakończonego treningu, Hayboeck gruchnął twarzą o zeskok. Trener przetarł oczy z niedowierzaniem i jak najszybciej zszedł z gniazda, by znaleźć się jak najbliżej zawodnika. Gdy już dotarł na miejsce, wokół Hayboecka zebrani byli pozostali skoczkowie, a lekarz próbował go cucić.
-Jest nieprzytomny. Podejrzewam wstrząśnienie mózgu. -powiedział lekarz. W bardzo szybkim tempie wsadzili go na nosze i zabrali na dokładniejsze badania. Pozostali kadrowicze w ponurych humorach wrócili do hotelu. Z niecierpliwością czekali na jakiekolwiek wieści o blondynie. Odetchnęli z ulgą, gdy na godzinę po zdarzeniu trener oświadczył iż Hayboeckowi nic poważnego nie jest. Lekarze zdiagnozowali wstrząśnienie mózgu i obity bark. Przytomność odzyskał już w drodze do szpitala, jednak kilkudniowy pobyt w szpitalu jest koniecznością. Podczas kolacji humory Austriaków były nieco lepsze, jednak nadal pozostawała niepewność odnośnie przyczyny zdarzenia.
-To na pewno przez wiązanie. -mówił pewny swych racji Stefan.
-Głupoty gadasz.-wtrącił się Diethart- widziałeś przecież, że starał się przeciągnąć ten skok.
-A ja wam mówię, że mu narta zakantowała i to dlatego. -Gregor również włączył się do dyskusji.
Ich dyskusję zakończyło pojawienie się Pointnera w jadalni. Wśród Austriaków zapanowała cisza, nikt nie chciał denerwować już i tak podenerwowanego Alexa.
-Trzeba chyba powiadomić jego dziewczynę? Czy kim ona tam dla niego jest. -rozejrzał się po zebranych w nadziei, że któryś sam zaproponuje powiadomienie Wagner o zajściu.
-Ja do niej zadzwonię -odezwał się Gregor przerywając ciszę. Zdawał sobie sprawę, że to nie będzie łatwa rozmowa. Nie wiedział jak ona zareaguje. Albo zbagatelizuje sprawę, albo się przejmie. Z babami przecież nigdy nie wiadomo. Odszedł od stołu czując na plecach spojrzenia pozostałych osób siedzących przy stole i wybrał numer. Miał nadzieje, że nie odbierze. Nie wiedział nawet jak to ubrać w słowa. Czekał licząc sygnały, w nadziei, że przy piątym naciśnie czerwoną słuchawkę. Gdy już miał się rozłączyć ona jednak odebrała, a on nagle poczuł wielką gulę w gardle i nie czuł się na siłach by wydusić z siebie chociażby jedno słowo.


*****

Wieczór zapowiadał się cudownie. Kolacja u Koflera była doskonałą okazją, by założyła piękną czerwoną suknię, którą ją obdarował niedawno. Ukradkiem zerkał jak w skupieniu nakładała makijaż, który w jego mniemaniu był zbędny, bo nawet bez niego była najpiękniejszą kobietą jaką znał. Uśmiechnął się lekko widząc jak rozchyla usta malując oczy maskarą i w jakim skupieniu maluje usta krwistoczerwoną szminką. Zauważyła jego spojrzenie, posłała mu całusa i skupiła się na poprawianiu swojej fryzury. Delikatne loki swobodnie opadały na jej gołe ramiona i dodawały jej dziewczęcego uroku.
-Gotowa? -zapytał zerkając na zegarek.
-Już prawie- uśmiechnęła się do niego zalotnie i udała się w stronę łazienki. Po chwili wróciła skropiona jego ulubionymi perfumami. Zaciągnął się jej zapachem i przyciągnął ją do siebie.
-Nie jedźmy tam.- szeptał zachrypłym głosem do jej ucha. -Myślę, że możemy spędzić równie przyjemny wieczór tylko w naszym towarzystwie. -musnął ustami płatek jej ucha, na co ona odsunęła go od siebie. Już otwierał usta by coś powiedzieć, lecz ona go uprzedziła kładąc palec wskazujących na jego wargach.
-Obiecałeś Andreasowi, że przyjedziemy. Jedźmy już bo się spóźnimy. -odwróciła się do niego plecami zakładając czarną marynarkę, wzięła czarną, połyskującą kopertówkę i udała się w stronę drzwi. -Idziesz? -zapytała oglądając się przez ramię. -A jeśli chodzi o tą przyjemniejszą część wieczoru, to zapewniam, że po powrocie od Andiego będziemy mieli jeszcze dużo czasu. -uśmiechnęła się do niego lubieżnie, po czym wyszła z mieszkania. Blondyn stał jeszcze przez chwilę w osłupieniu, po czym szybko nałożył na swoją białą koszulę marynarkę i wyszedł w ślad za blondynką, uprzednio zamykając mieszkanie. Drogę do domu Koflera pokonywali w ciszy, on skupiał się na drodze, ona wpatrywała się w jego skupione odbicie w szybie. Gdy już dotarli na miejsce zostali ciepło przywitani przez gospodarza domu i jego ukochaną. Mirjam wyglądała ślicznie tego wieczoru, ubrana w długą czarną suknię z wycięciem na plecach, Andreas prezentował się równie elegancko. Po dotarciu wszystkich gości zasiedli do stołu i zjedli kolację zaserwowaną im przez panią domu kolację. W pewnym momencie Andreas wstał, a spojrzenia zebranych skupiły się na jego osobie.
-Bardzo się cieszę, że wszyscy zaproszeni przybyli na tą kolację. Jest to wieczór szczególny dla mnie.-przełknął ślinę. -Dziś mijają dokładnie trzy lata odkąd poznałem najwspanialszą kobietę w moim życiu. Przez te trzy lata dużo się wydarzyło, u jej boku spoważniałem...- wśród zebranych dało się słyszeć chichot- Kochanie chciałbym ci gorąco podziękować za te wspólne trzy lata. -wziął bukiet czerwonych róż, które stały w wazonie na niewielkim stoliku obok i uklęknął przed ukochaną. -Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i zostaniesz moją żoną?- zapytał patrząc jej głęboko w oczy, w międzyczasie wyjmując z kieszeni marynarki czarne pudełeczko z pierścionkiem. Z oczu dziewczyny popłynęły łzy i przytuliła do siebie klęczącego Austriaka.
-Na Boga, tak. -zebrani goście zaczęli klaskać, a uszczęśliwiony Andreas wsunął pierścionek na palec serdeczny swojej narzeczonej. Wstał, po czym przy wszystkich ją pocałował. Andreas swoim zachowaniem zaimponował swoim młodszym kolegom. Zarówno Michael, jak i Gregor patrzyli w oczy swoich ukochanych w nadziei, że i im pisane kiedyś będzie przeżywanie takich chwil. Szczęście, które malowało się na twarzy ich przyjaciela sprawiało, że chcieli poczuć to samo. Michael przez cały czas trzymał dłoń ukochanej, podobnie jak jego starszy kolega z reprezentacji Sandrę. Miłość w austriackiej kadrze zdecydowanie nie była czymś obcym. Czasami różni eksperci zastanawiali się w czym tkwi sekret austriackiej potęgi w skokach, nikt by jednak nie wpadł, że tym sekretem są kobiety, które niczym Red Bull dodają im skrzydeł.


___________________________________________

Wykorzystując ostatnie wolne dni, przed powrotem do szkoły udało mi się napisać ten rozdział.
Nowy rok i nowa wena. Sama się sobie dziwię, że udało mi się jeszcze cokolwiek napisać.
Już zapomniałam jak przyjemnie pisze się rozdział gdy wena dopisuje.
I muszę przyznać, że jest to całkiem przyjemne uczucie.
Nie cieszcie się jednak, bo to wcale nie zapowiada mojego powrotu na bloggera.
Bynajmniej jeszcze nie teraz. To tak na pożegnanie i widzimy się za kilka miesięcy.
I mam nadzieję, że StellA się nie obrazi, iż wykorzystałam pomysł z komentarza umieszczonego pod prologiem (czasami w chwilach kryzysu, gdy się zastanawiam czy warto czytam stare komentarze) i tak właśnie o to i Koffi spróbował swojego szczęścia z oświadczynami.
To by było chyba na tyle.
Do kiedyś tam :*