Każda sekunda bez niej dłużyła mu się w nieskończoność. Jeszcze nigdy tak bardzo mu jej nie brakowało, chociaż była tak blisko. Mógł chwycić jej drobną dłoń. Mógł dotknąć opuszkami palców jej ust. Była tak blisko niego, jednak wydawała się tak bardzo odległa. Chciał by wróciła. Żal po stracie dziecka gdzieś z niego uleciał. Widocznie tak musiało być. Nie mógł pogodzić się z myślą, że Bóg miałby mu odebrać również i ją. Musimy czekać. Ile razy słyszał te dwa słowa, które go tak bardzo bolały. Bezsilność, która go przerażała. Doprowadzała do szaleństwa. Tak bardzo pragnął poczuć jej dotyk na swojej skórze. Pragnął jej ciepłego oddechu, jej delikatnych dłoni w swoich włosach, jej ciepłego głosu. Czasami mu się zdawało, że się poruszyła. Że za chwilę się wybudzi. Nic takiego się nie działo. Czas mijał nieubłaganie, a ona pozostawała taka sama. Śpiąca niczym księżniczka z Disnejowskich bajek. To wyczekiwanie było dla niego najgorsze. Czasami, późno w nocy, gdy wszyscy normalni ludzie już dawno spali, jego dopadały myśli, które go paraliżowały. Co jeśli ona nigdy się nie wybudzi. Lekarze mówili, że wybudzi się po kilku dniach. Minął już tydzień, a ona nadal spała. Siniaki i zadrapania prawie się już zagoiły. A on? On miał w sercu ogromną ranę, która nadal krwawiła. Chciał jej pomóc. Chciał by wróciła. Mówił do niej. Prosił. Błagał. Na nic się to nie zdało. Nie potrafił funkcjonować bez niej. Racjonalne myślenie już dawno go opuściło. Gdyby nie natarczywość lekarzy i jego przyjaciół, to chyba zamieszkałby w szpitalu. Spędzał w nim każdą wolną chwilę. Wiedział w którym momencie przyjdzie pielęgniarka, o której godzinie zadzwoni telefon na końcu korytarza. Wiedział to wszystko. Wiedział też, że musi się z nią pożegnać. Zostawić. Bał się tego. Jakby uważał, że gdy jego przy niej nie będzie, ona przestanie walczyć. A on jej potrzebował. Była dla niego niczym powietrze. Gdy jej nie było zaczynał się dusić. Nie potrafił na niczym się skupić. Nie miał w sobie żadnej energii. Nie spał. Nie jadł. Oparł dłonie o parapet i wpatrywał się w nieokreślony punkt w oddali. Poczuł dziwny ciężar na sercu. Dreszcz przebiegł po jego plecach, a kropla potu spłynęła po jego czole.
-Ja już tak nie potrafię. -wychrypiał
głosem pełnym bólu. -Potrzebuję cię. Bez ciebie zaczynam
wariować. -kontynuował swój monolog, nie słysząc otwierających
się drzwi. -Pamiętasz co sobie obiecywaliśmy w tamtą noc
sylwestrową? Że już zawsze będziemy razem. Że będziemy się
wspierać. -po policzku blondyna spłynęła pojedyncza łza.- Więc
do cholery czemu mnie zostawiłaś? Czemu nie walczysz?!- uderzył
pięściami w drewniany parapet. Kolejne łzy bezsilności wypływały
z jego oczu. -To nie tak miało wyglądać. Miałem ci się
oświadczyć, mieliśmy planować ślub i wybierać ubranka dla
naszego dziecka. Ja cię potrzebuję. Nie potrafię bez ciebie żyć.
Proszę cię. Musisz być silna. Musisz z tego wyjść. Bez ciebie
nic już nie ma sensu. Wróć do mnie.-chłopak się odwrócił.
Dostrzegł swoich przyjaciół stojących w drzwiach. Nie chciał by
byli świadkami jego chwili słabości. Otarł szybko łzy rękawem.
Szatyn i blondynka byli zmieszani. Nie wiedzieli jak się zachować.
Zostali nakryci jak podsłuchiwali jego wyznanie.
-Musimy już jechać.- starszy ze
skoczków w końcu odważył się przerwać ciszę. Michael zdawał
się go w ogóle nie słyszeć. Był jakby nieobecny. -Michi.- Gregor
położył dłoń na ramieniu przyjaciela. Ten obdarzył go
niewidzącym spojrzeniem.- Musimy już iść.- na wypowiadane słowa
kładł nacisk, dając do zrozumienia niebieskookiemu, że nikt nie
będzie na nich czekał. Ten nic nie mówiąc usiadł na krześle
stojącym po prawej stronie łóżka. Pochwycił dłoń blondynki i
przytknął do niej swój policzek. Dwójka jego przyjaciół
widziała jak bardzo cierpiał. Dopiero zdali sobie sprawę, jak
bardzo ją kochał. Musnął ustami jej dłoń na pożegnanie i
wyszedł. Tak po prostu. Bez słowa. Szatyn zdezorientowany pobiegł
za nim. A z śpiącą blondynką została Sandra. Obiecała się nią
opiekować przez czas zgrupowania. Usiadła na krześle stojącym
obok łóżka. Delikatnie poprawiła poduszkę, na której spoczywała
głowa drobnej dziewczyny. Wyglądała tak niewinnie. Tylko nie do
końca zagojone siniaki i zadrapania przypominały jej o tym, co
miało miejsce jakiś czas temu.
-Pewnie i tak mnie nie słyszysz, ale
co mi szkodzi spróbować.- zaczęła niepewnie swój monolog.-
Wiesz, zawsze ci zazdrościłam. I nie była to chorobliwa zazdrość,
żebym ci źle życzyła, czy coś. Nie w tym rzecz. Po prostu to co
jest między tobą a Michaelem.. Sama nie wiem. Uczucie pomiędzy
wami od samego początku było nieprzewidywalne, ale jednocześnie
ogromne. Początkowo sądziłam, że ten ogień się wypali. Myliłam
się. Widzę jak bardzo on cię kocha. Widzę jak cierpi. Musisz
wrócić do niego. Musisz. A wiesz co najbardziej mnie boli? Michael
tak bardzo się o ciebie troszczy, widać, że cię kocha. Tymczasem
mój związek zmierza chyba ku końcowi. Zawsze sądziłam, że
Gregor jest tym jedynym. Teraz już sama nie wiem. Ostatnio jest
jakiś inny. Boję się, że mnie zdradza. Nie przeżyłabym tego.
Wiesz, że bardzo chcę mieć dzieci. A on nawet nie chce o tym
słyszeć. I wtedy, gdy usłyszałam o twojej ciąży, to tak bardzo
zabolało. Bo wiesz. Dziecko mogło by odbudować nasz związek.. tak
bardzo bym chciała...- monolog blondynki przerwało dziwne
piszczenie aparatu stojącego obok łóżka. Po chwili do sali
wbiegli lekarze, a ona została wyproszona na korytarz. Nie docierało
do niej co się działo. Patrzyła przez szybę z niedowierzaniem,
jak drobne ciało blondynki rażone jest po raz kolejny ładunkiem
elektrycznym, który miał przywrócić jej życie. Miny lekarzy nie
mówiły nic dobrego. Zapłakała żałośnie siadając na jednym z
krzeseł. Ukryła twarz w dłoniach, nie chcąc by ktokolwiek widział
ją w takim stanie.
Poczuła przeszywający dreszcz na
plecach. Czy to tak miało się skończyć? Miłość, która miała
trwać wiecznie, miała zostać przerwana w tak brutalny sposób?
*****
Nikt nigdy nie mówił, że początki
miłości są łatwe. Nie każdy spotyka swojego księcia z bajki na
białym rumaku, który odmieni życie o 180 stopni. Niektórym zdarza
się spotkać obślizgłą żabę, która może i czasami bywa
urocza, jednak nie zmieni się w wyśnionego królewicza za sprawą
jednego pocałunku. Każda dziewczynka marzy o przeżyciu
romantycznej miłości. Pragnie być obdarowywana kwiatami i
adorowana. Nie każdej kobiecie jednak przytrafia się taki książę
z bajki.
Są również i takie kobiety, które
nie znoszą być obdarowywane kwiatami. Do takich osób należała
oczywiście Meggi Wagner.
Kobieta po nieudanej randce miała
nadzieje, że blondyn sobie odpuści. Co prawda podobał jej się, a
na jego widok jej serce przyspieszało swój rytm. Głos rozsądku
podpowiadał jej jednak, że nie powinna się angażować. Nie
chciała pakować się w związek, który i tak by się rozpadł.
Była samowystarczalna. Jak sama się nazywała była singielką z
wyboru. Cały jej światopogląd legł w gruzach, gdy po raz pierwszy
ich spojrzenia się spotkały. Blondyn nie był jej obojętny,
jednocześnie nie chciała by to działo się w tak szybkim tempie.
Nie kryła niezadowolenia, gdy którymś razem dostrzegła go
siedzącego samotnie w kawiarni, w której pracowała. Siedział przy
jednym ze stolików nerwowo bawiąc się serwetką. Na sobie miał
błękitną koszulę i ciemne spodnie. Wyglądał jakby wystroił się
na randkę, co nie uszło jej uwadze. Podeszła do niego z
wyćwiczonym uśmiechem. W jego oczach pojawił się błysk, a na
twarzy wykwitł uśmiech.
-Dzień dobry, czy mogę przyjąć
zamówienie? -wymówiła bez entuzjazmu wyuczoną formułkę.
-Jeden ładny uśmiech poproszę.-
odpowiedział patrząc jej w oczy.
-Obawiam się, że tego nie podajemy.
Proponuję jednak szarlotkę z lodami i waniliowe latte.
-Niech będzie dwa razy.- odparł z
cwaniackim uśmiechem. Dziewczyna zanotowała zamówienie w notesie i
odeszła od stolika. Zrobiło jej się przykro, bo widocznie Michael
z kimś się umówił. Nie dawała jednak po sobie poznać, że się
tym przejęła. Po chwili stawiała już zamówienie przed nim.
Zdziwiła się, gdy posadził ją na krześle naprzeciwko niego. Nie
sądziła, że taki drobny chłopak może mieć w sobie tyle siły.
Na nic się zdały jej tłumaczenia, że jest w pracy, że nie może.
Niebieskooki dopiął swego. Kąciki jej ust mimowolnie uniosły się
do góry. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że zaczyna się
zakochiwać w blondynie z wzajemnością. Nie zauważyła też
momentu, gdy zniknęło gdzieś skrępowanie i nieśmiałość i
zaczęli ze sobą rozmawiać jakby się znali od lat. Wszystko działo
się szybko. Może za szybko. Podobno by zbudować związek, który
przetrwa wszystko potrzeba wiele czasu. Miłość, która wybuchnie
gwałtownym płomieniem szybko się wypala, a taka, która zaczyna
się od żarzących się węglików potrafi się żarzyć przez
wieki..
______________________________________________
Przepraszam..
miałam nie dodawać rozdziałów, które mi się nie będą podobały, ale długo już czekacie, a ja i tak nie stworzę niczego lepszego w najbliższym czasie.
Ostatnio już nawet pisać nie potrafię.. Zawiodłam. Wybaczcie.
Jedynym plusem jest to, że pierwsza jazda już za mną i nikt nie ucierpiał.
Kochani, życzę wam wesołych świąt, smacznego jajka, bogatego zająca
i wszystkiego czego się tam jeszcze życzy :*