niedziela, 25 maja 2014

Piąty

 Z dedykacją dla Moniki. 
Dziękuję za wszystko głupolu :*


Co gdy nagle wszystko traci sens? Nadzieja, którą miałeś w sobie przez cały czas zostaje ci brutalnie odebrana, a szczęście wymyka ci się z rąk, przelatuje pomiędzy palcami. Ta złość, ten ból, gdy masz nadzieję, że wszystko już będzie dobrze, a nagle wszystko się pieprzy. Zupełnie jakby los z ciebie kpił, chciał ci dokuczyć, pokazać, że nie możesz być szczęśliwy. Ale ty się nie poddajesz. Walczysz dalej o swoje szczęście.
Kolejne dni były dla niej ciężkie. Cała ta sytuacja wydawała się absurdalna. Ci wszyscy ludzie, którzy twierdzili, że ją znają zaczynali ją przerażać. Czuła się jak w jakimś niskobudżetowym filmie. Miała nadzieję, że to są żarty, ale wszystkie wątpliwości rozwiała jej rodzicielka. Jedyna osoba, która potrafiła przemówić jej do rozsądku. To właśnie dzięki swojej matce Meggi podjęła decyzję o pozostaniu w Austrii. Mieszkanie z zupełnie obcym dla niej facetem w jednym mieszkaniu było dla niej krępujące i będąc zupełnie szczerym, robiła to tylko ze względu na studia.
Ich wspólne fotografie dopiero przekonały ją, że rzeczywiście coś ich łączyło. Michael starał się jak mógł, by panowała między nimi normalna atmosfera, jednak ostatecznie efekty różniły się znacząco od oczekiwań. Zgodził się nawet spać na niewygodnej kanapie w salonie, gdy stwierdziła, że nie będzie spała z obcym facetem w jednym łóżku. Mieszkanie z nią sprawiało mu pewien ból. Była tak blisko niego, jednocześnie była mu tak daleka. Nie mógł jej przytulić, obdarzyć pocałunkiem, zasypiać i budzić się u jej boku. Czasami budził się w nocy i czuł zwyczajną pustkę. Chodził po domu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Zdarzało się, że słyszał jej płacz. Ją to wszystko również przerastało. Nie wiedział w takich momentach jak się zachować. Chciał iść ją przytulić, dodać otuchy, jednak bał się jej reakcji. Nie chciał pogorszyć relacji, która była miedzi nimi, zbytnią nachalnością.
-O czym tak myślisz?- zapytała pewnego razu, gdy siedział w środku nocy na kanapie, tępym wzrokiem wpatrując się w dogasający ogień w kominku. Zamrugał kilkakrotnie, po czym spojrzał głęboko w jej oczy. Usiadła obok niego i patrzyła w ten sam punkt co on jeszcze przed chwilą.
-O nas. -odparł krótko. Westchnęła cicho. Wiedziała, że prędzej czy później czeka ich ta rozmowa. Sandra już ją uprzedziła, że Michi tak łatwo nie odpuści. -W przyszłym tygodniu wyjeżdżam na zgrupowanie.- kontynuował. Zauważyła, że bawił się nerwowo palcami.- w przyszłym tygodniu też wracasz na uczelnie. -przerwał na chwilę. Przełknął głośno ślinę. -i chodzi o to, czy dasz sobie sama radę? Bo wiesz, jeśli nie to ja mogę z tego jeszcze zrezygnować.- niemal się zaśmiała z jego troski o nią. Instynktownie chwyciła jego dłoń, a on spojrzał w jej stronę.
-Dam sobie radę. Jestem już dużą dziewczynką- zaśmiała się.
-Ale przecież ty..- jej spojrzenie spowodowało, że nagle zamilkł.
-Dam sobie radę.- powtórzyła z większym naciskiem. -Nie możesz rezygnować ze skoków dla mnie, rozumiesz? -mówiła stanowczym tonem. Patrzył w jej oczy, jednocześnie przybliżał swoją twarz do jej twarzy. Poczuła się zagrożona, spuściła wzrok i odsunęła się od niego.
-Michi ja nie potrafię.- zrozumiał. Podziałało na niego jak wiadro zimnej wody. Wstał szybko z kanapy i wyszedł na balkon. Wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni dresów i odpalił jednego papierosa. Zaciągnął się dymem. Przyglądała mu się z troską. Był dla niej obcy, ale martwiła się o niego. Wiedziała, że go rani i czuła się winna. Nałożyła na siebie sweter, wzięła jego bluzę i dołączyła do niego.
-Przeziębisz się. -podała mu bluzę. Założył ją na siebie nawet na nią nie patrząc. Oparła się plecami o barierkę i przyglądała mu się uważnie. -Przecież ty nie palisz.- spojrzał na nią zaskoczony, a ona wykorzystując jego moment nieuwagi zabrała mu papierosa i szybko zgasiła.
-Czego ty ode mnie chcesz? Poznęcać się nade mną? Proszę. -na jego twarzy malował się grymas bólu. Wyciągnął kolejnego papierosa i szybko odpalił. Patrzyła na niego z zaciętą miną. Jego słowa zabolały.
-Michi, to nie tak.- odwróciła się od niego, wpatrywała się w księżyc. -Martwię się o ciebie, ale..
-Nie kochasz mnie, tak? To właśnie chciałaś mi powiedzieć?- przerwał jej. Jego głos był uniesiony. Zacisnął dłonie w pięści i wpatrywał się przed siebie ciężko oddychając.
-Przepraszam.- wyszeptała cicho. Odwrócił się na pięcie i wrócił do domu. -Bardzo bym chciała cię pokochać, ale ja cię w ogóle nie pamiętam.- po jej policzku pociekła łza, którą momentalnie otarła zziębniętymi palcami. Gdy weszła do środka zastała go leżącego na kanapie, odwróconego tyłem do niej. Okryła go kocem.- Dobranoc Michi.- udała się do swojej sypialni. Westchnęła głośno. Rzuciła się na łóżko i przytuliła twarz do poduszki. Pachniała nim. Wciągała jego zapach do płuc. Czuła, że jest jej on bliski. Wydawało jej się to szalone, bo nic nie pamiętała z tamtych wydarzeń, jednak jej serce mówiło jej, że ona ich wszystkich zna. Zasnęła wtulając się w poduszkę, na której zawsze spał on. Jemu niestety nie było dane zasnąć. Cały czas się zadręczał. Miał wyrzuty sumienia. Wiercił się na niewygodnej kanapie, nie mogąc znaleźć odpowiedniej pozycji do spania. Wstał i po cichu kierował się w stronę sypialni. Delikatnie nacisnął na mosiężną klamkę, uchylił drzwi delikatnie i usłyszał jej miarowy oddech. Spała. Wszedł do sypialni i jej się przyglądał. Spała spokojnie. Była taka delikatna, niewinna. Wtulała się w jego poduszkę. Mimowolnie się uśmiechnął. Podszedł bliżej łóżka i usiadł na siwym dywanie, tuż obok łóżka, w taki sposób, że mógł obserwować jej twarz. Delikatnie gładził opuszkami palców jej policzek. Bał się, że się zbudzi, jednak to było silniejsze od niego. Przyglądał jej się jak miarowo oddycha. Tak bardzo pragnął leżeć obok niej, obejmować ją, całować, kochać się z nią.. Był tylko facetem, a nawet największy twardziel potrzebuje miłości. Tym bardziej on. Musnął delikatnie jej usta i wyszedł po cichu. Położył się na kanapie i w końcu udało mu się zasnąć. Spał jednak niespokojnie. Cały czas miał poczucie, że może ją stracić. Że ona już nigdy nie będzie jego. Odejdzie, a on zostanie z tym wszystkim sam.

*****

Zaprosił ją na imprezę u jednego z jego znajomych. Zgodziła się, ale tylko dlatego, że miała być tam Sandra. Wyszykowała się, umalowała usta, założyła czarną sukienkę, która doskonale podkreślała jej figurę i czerwone szpilki. Spojrzała na zegarek. Miała jeszcze dziesięć minut do wyznaczonej godziny. Usiadła na sofie i włączyła telewizor, by zabić nudę. Leciał jakiś nudny serial, który zbytnio jej nie wciągnął, ale lepsze to niż siedzenie i patrzenie się w ścianę. Spojrzała ponownie na zegarek. Minęła już umówiona godzina. Spóźniał się. Zaczęła chodzić po mieszkaniu, a stukanie jej obcasów świadczyło o tym, że była podenerwowana. Sprawdziła swoją komórkę. Nic. Żadnego smsa, nieodebranego połączenia. Zaczęła nerwowo stukać paznokciami w blat kuchenny. Spóźniał się. A ona strasznie nie lubiła tego u innych osób. Po chwili usłyszała hałas na klatce schodowej. Otworzyła drzwi, by zlokalizować źródło tego hałasu i zobaczyła Michaela, który się podnosił ze schodów. Uśmiechnął się przepraszająco i strzepał ze spodni potencjalny bród, który mógł znajdować się na schodach.
-Pięknie wyglądasz. -powiedział, gdy znalazł się już obok niej. Chciał ją pocałować, ale odsunęła się od niego.
-Tylko wezmę torebkę i możemy iść.- odparła i zniknęła w głębi mieszkania. Wróciła po chwili. Zakluczyła drzwi i ruszyła w ślad za blondynem. Zaprowadził ją do swojego auta. Przez całą drogę się do siebie nie odzywali. Ona podziwiała widoki za oknem, on co chwilę zerkał w jej stronę. Po około kwadransie zajechali pod dużą rezydencję, gdzie było już zaparkowane kilka samochodów, a z wnętrza budynku dochodziła głośna muzyka. Otworzył jej drzwi niczym prawdziwy dżentelmen, ujął jej dłoń i zaprowadził do rezydencji. Była zaskoczona wielkością rezydencji i bogatym wystrojem wnętrz.
-A to jest gospodarz imprezy, Gregor. -Michi przedstawił jej chłopaka, którego już wcześniej widziała.
-My się już kiedyś spotkaliśmy chyba.- uśmiechnął się do niej uroczo.
-Chyba tak. Meggi jestem.- uśmiechnęła się do niego promiennie. Tuż za nim dostrzegła Sandrę, a jej uśmiech momentalnie się poszerzył.
-Widzę kochanie, że poznałeś moją uroczą sąsiadkę.- Uśmiechnęła się do Meggi, a Gregor objął ją w pasie. -Michael, gdy mówiłeś o tej uroczej blondynce, na której to punkcie zwariowałeś, nie sądziłam, że już ją znam. Ale życie nie przestanie mnie zaskakiwać.- zaśmiała się, a blondyn poczerwieniał na twarzy.
-Chodź, może przedstawię cię pozostałym. -pociągnął dziewczynę za rękę, ta uśmiechnęła się przepraszająco do gospodarza domu i jego dziewczyny, po czym zniknęła porwana przez Hayboecka. Prowadził ją go grupki lekko już podpitych chłopaków. Dwóch brunetów, z czego jeden miał tatuaże i tunel w uchu, oraz farbowany blondyn ze śmiesznymi zębami.
-To jest Stefan, Manuel i Thomas.- wskazał po kolei. Przyjrzeli jej się uważnie i wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
-To jest ta twoja Meggi? -wybełkotał podekscytowany Stefan.
-A widzisz tutaj jakąś inną blondynkę, która by nosiła miseczkę C?- dodał Manuel tonem znawcy.
-Wybacz tym kretynom. Oni nie wiedzą co mówią. Aniele, powiedz mi proszę, bolało jak spadłaś z nieba? -uśmiechnął się głupkowato Thomas.
-Coś mnie ominęło?- do towarzystwa dołączył jeszcze jeden brunet, ale ten bynajmniej był trzeźwy.
-Michi przyprowadził swoją laskę.- wydarł się Kraft.
-Przepraszam cię za tych idiotów. Andreas jestem. -wyciągnął dłoń w stronę blondynki.
-Meggi -Uśmiechneła się do niego i wymieniła z nim uścisk dłoni.
-No, no. Michi. Gdzieś ty sobie taką pannę znalazł, co? -brunet poklepał młodszego kolegę po plecach.
-Meggi jest sąsiadka Sandry.- wyjaśnił.- A właśnie. Może się czegoś napijesz?- spojrzał pytająco na blondynkę.
-Pewnie. Whisky z lodem.- Stefan podał Michiemu swoją pustą szklankę.
-Nie ty kretynie. Pytałem Meggi.- wyjaśnił lekko podenerwowany już Michi.
-Wody najchętniej. -uśmiechnęła się do niego, a on zniknął na chwilkę, zostawiając ją samą z podpitymi skoczkami.
-To mówisz, że jesteście razem, tak?- dopytywał Didl.
-No tak właściwie to nie wiem.- powiedziała nieco speszona.
-Słyszałeś Stefan, mamy jeszcze szansę! -ucieszył się Fettner.
-Ale Michi to mój kumpel, nie zrobię mu tego.- odezwał się Stefan.
-Czego mi nie zrobisz?- wrócił sam zainteresowany. Podał blondynce wodę, a Kraftowi zamówionego drinka.
-Niespodzianka?- wypalił głupio Diethart.
-Lepiej chodźmy trochę potańczyć.- pociągnął dziewczynę za sobą, a ta odetchnęła z ulgą. Zaciągnął w miejsce, gdzie tańczyło już kilka par i zbliżył się do dziewczyny. -Przepraszam cię za nich. Zwykle się tak nie zachowują.- wytłumaczył zachowanie kolegów.
-Nic się nie stało. Zabawni są. -uśmiechnęła się do niego promiennie. Poruszali się w rytm jakiejś wolnej piosenki. Ich twarze dzieliła niewielka odległość, która z każdą chwilą się zmniejszała. Gdy w końcu ich usta się połączyły, a języki zaczęły tańczyć w rytm tańca miłości oboje poczuli motyle w brzuchu. Dla nich nie liczyło się już nic, poza sobą nawzajem. Nawet zniesmaczony okrzyk Dietharta nie przywrócił ich na ziemię. Oni byli gdzieś indziej. Krążyli wokół innej galaktyki, zmienili czasoprzestrzeń. Podobno dla zakochanych czas biegnie inaczej. W ich przypadku właśnie tak było. Czas się zatrzymał, a chwila trwała i trwała. 




 ___________________________________________
Strasznie Was zaniedbuję. Wybaczcie mi moje kochane. Ostatnio z czasem u mnie krucho.
Udało mi się w końcu coś napisać. Jestem z tego średnio zadowolona, ale mój wen <nie mylić z wena, to jest ten wen>  w końcu do mnie wrócił, akurat jak powinnam się uczyć historii, więc postanowiłam go trochę wykorzystać. Przepraszam, że zaniedbuję wasze blogi, sama nie wiem kiedy znajdę czas by to nadrobić. Coś czuję, że przez najbliższe dwa tygodnie nie będę miała zbyt dużo czasu na cokolwiek. 
Mam nadzieję, że wszystkim maturzystkom dobrze poszło na maturach, oraz, że dostaniecie się na wymarzone studia. 

Pozdrawiam was cieplutko:*

Ach i bym zapomniała.
Z całego serduszka dziękuję za wszystkie komentarze, które naprawdę mnie mocno motywują i dodają skrzydeł, oraz za nominację do Liebster Awards. 
Dzięki wam wierzę, że moje pisanie ma jakikolwiek sens.
Dziękuję :*

sobota, 3 maja 2014

Czwarty


Są takie momenty, w których wyboru możesz dokonać tylko raz. Od tej decyzji będzie zależało wszystko. Linia, która oddziela dwa światy zostanie przekroczona i odejdziesz w niebyt. Nie zostanie po tobie wiele. Tylko pełna szafa ubrań, kilka par butów, telefon z którym się nie rozstawałaś i wspomnienia, które będą żyły w sercach twoich bliskich. Twoja śmierć dla jednych ludzi będzie końcem świata, dla innych nic nieznaczącym faktem. Z czasem ślad po twoim istnieniu zaginie, ludzie zapomną, zdjęcia będą leżały gdzieś na strychu przykryte ciężką warstwą kurzu, a litery na twoim nagrobku przestaną być widoczne. Nie zawsze musi jednak tak być. Nieliczni dostają od życia drugą szansę. I wcale nie jest to szansa z rodzaju wygrania w loterii. Ta szansa odmienia całe dotychczasowe życie. Nieliczni mieli okazję znaleźć się po drugiej stronie i wrócić.


*****

Czuła się zagubiona. Rozdarta. Tajemniczy głos ją zaciekawił, jednak gdy zniknął chciała iść naprzód. Głos ten w jakiś sposób ją ograniczał i więził. Czuła się zniewolona. Chciała przy nim trwać i odkryć jego źródło. Przy nim zapominała o wszystkim. Dopiero gdy znikał mogła skupić się na miejscu w którym jest. Za każdym razem, gdy chciała pójść dalej on dawał o sobie znać i wracała. Postanowiła spróbować i tym razem. Podążała przed siebie z nadzieją odnalezienia wyjścia. Miejsce to, chociaż było wypełnione stanem błogości i wszechogarniającą miłością zaczęło ją przytłaczać. Tym razem głos się nie pojawił, nie powstrzymał jej przed przekroczeniem pewnej niewidzialnej bariery, po której przekroczeniu ogarnęła ją światłość. Uczucie błogości osiągnęło apogeum i znalazła się przed obliczem stwórcy. Spojrzał na nią srogim spojrzeniem i nim zdążyła się zorientować, coś pociągnęło ją gwałtownie w dół i umiejscowiło ponownie w kruchym ciele.

*****

Blondynka siedząca na zewnątrz zdała sobie sprawę z tego co się właśnie dzieje na sali. Nie wiedziała jak się zachować. Jej przyjaciółka właśnie umierała, ukochany był gdzieś daleko. Ta sytuacja ją przerastała. Nie zauważyła nawet zamieszania na sali. Lekarze z nadzieją wpatrywali się w monitor maszyny, na którym cały czas pojawiała się nowa linia, a irytujące piszczenie nie ustawało. Stracili nadzieję, że dziewczyna się obudzi, próbowali jednak wszystkiego. Widok, gdy ładunek elektryczny jest przekazywany do jej drobnego ciała, by wskrzesić ją do życia był makabryczny. Serca łamała im myśl o jej ukochanym. Właśnie ze względu na niego przedłużali reanimacje, odkładając decyzję o stwierdzeniu zgonu do ostatniej chwili. Nadzieja ich już opuściła, ze łzami w oczach patrzyli ostatni ładunek przeszywa jej ciało i wtedy stał się cud. Jednostajny odgłos wydawany przez maszynę zmienił się w pikanie, a na linii zaczęły się pojawiać zaburzenia. Na twarzach zebranych pojawił się wyraz ulgi, a nawet łzy szczęścia. Ktoś wyszedł z sali, by powiadomić płaczącą Sandrę o przywróceniu pracy serca. Blondynka rzuciła się na szyję lekarzowi. Mężczyzna uśmiechnął się do niej pobłażliwie.
-Czy ja mogę? -zapytała nieśmiało.
-Tak. Proszę. Nie wiemy jednak kiedy się wybudzi. -odparł mężczyzna i zostawił ją samą. Weszła do sali, w której poza jej przyjaciółką znajdowała się jeszcze niewysoka pielęgniarka. Uśmiechała się do niej pogodnie.
-Pani przyjaciółka miała wiele szczęścia. Niewiele osób wraca z tej drugiej strony.- dopiero wtedy Sandra jej się przyjrzała. Kobieta była już w starszym wieku, a jej jasne włosy były przyprószone siwizną. W błękitnych oczach kobiety dostrzegła troskę i bezinteresowność. Nim się zorientowała kobieta opuściła salę zostawiając ją samą. Usiadła na krześle stojącym obok łóżka i siedziała trzymając dłoń swojej przyjaciółki. Po kilku godzinach zmorzył ją sen i zasnęła opierając głowę o skraj łóżka. Siwiejąca pielęgniarka przechodząc obok sali przyglądała się z uśmiechem dwóm blondynkom. Wiedziała, że to miłość przywróciła pannę Wagner do życia. Dotknęła palcami złotego krzyżyka, który wisiał na jej szyi i wróciła do dalszego obchodu.
Sandra spała niespokojnie, bała się, że stan Meggi może znów się pogorszyć. Obudziła się natychmiast, gdy poczuła niespokojny ruch. Zamrugała kilkakrotnie nie rozumiejąc co tak właściwie się wydarzyło. Dopiero po chwili zauważyła, że patrzą na nią niebieskie tęczówki blondynki. Minę miała niepewną, jakby się czegoś bała.
-Gdzie ja jestem?- wychrypiała, rozglądając się po pomieszczeniu.
-W szpitalu. Miałaś wypadek. Zawołam lekarza. -wybiegła z sali, zanim zdążyła zadać kolejne pytanie. Po chwili drzwi ponownie się otworzyły i stanął w nich uśmiechnięty, starzy mężczyzna.
-Dzień dobry. Nazywam się Joseph Koch i jestem pani lekarzem. Czy pamięta pani, jak się pani nazywa?-zapytał mężczyzna, podchodząc do łóżka i świecąc jej małą latareczką po oczach.
-Naturalnie. Nazywam się Magdalena Wagner. -odpowiedziała. -Co mi się stało?- zapytała dociekliwie.
-Miała pani wypadek samochodowy. -odpowiedział z lekkim uśmiechem.- Imiona pani rodziców?
-Sonia i Karl. -odpowiedziała już lekko poirytowana.
-Jak się pani czuje?- zadał pytanie, spoglądając na nią uważnie.
-Właściwie to dobrze. Tylko chce mi się pić. Czy mogłaby pani przynieść mi wody?- zwróciła swoją prośbę do blondynki.
-Pani?- wytrzeszczyła na nią oczy, wstając od łóżka. Lekarz przyglądał jej się z zaciekawieniem.
-Nie pamiętasz pani Stiegler? -mężczyzna zwrócił się do pacjentki.
-Pierwszy raz ją widzę na oczy. Coś nie tak?- blondynka zmarszczyła brwi.
-Może mi pani powiedzieć, który mamy rok?- dziewczyna zamyśliła się chwilę.
-Właśnie zdałam maturę. Dwa tysiące dwunasty. -mężczyzna zmarszczył brwi.-Coś nie tak?
-Hm. Jakby to pani powiedzieć. Mamy rok dwa tysiące piętnasty. Podejrzewam u pani amnezję. Czy rzeczywiście ostatnią rzeczą, którą pani pamięta jest matura?- lekarz przysiadł na skraju łóżka i spojrzał jej w oczy.
-Tak. Czy to znaczy, że straciłam trzy lata z życia?- głos młodej Niemki drżał. Nagle do pomieszczenia wpadł zdyszany blondyn.
-Przyjechałem najszybciej jak się dało.- wysapał. Meggi wpatrywała się w niego zaskoczona. Mężczyzna podszedł do łóżka i ujął jej dłoń, po czym złożył na niej pocałunek. -Kochanie jak się czujesz? Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem.- szeptał patrząc jej w oczy.
-Kochanie? Przepraszam, ale czy my się znamy? -wyrwała dłoń z jego objęć.
-Meggi nie żartuj sobie ze mnie. To ja Michael. -patrzył na nią błagalnym wzrokiem.
-Pańska narzeczona ma amnezję. Nie pamięta ostatnich trzech lat. -wytłumaczył medyk.
-Narzeczona?- wyszeptała lekko przestraszona.
-Amnezję? Jak to możliwe? -młody skoczek załamał się tą wiadomością.
-To się często zdarza przy urazach głowy. Pamięć powinna wrócić w przeciągu kilku miesięcy. Istnieje jednak pewne ryzyko, że została utracona na zawsze.- głos lekarza był dla Michaela niczym ostrze noża, które raniło jego serce.
-Chcę się zobaczyć z moją mamą.- zażądała dziewczyna. Obaj mężczyźni spojrzeli na nią zaskoczeni.
-Dobrze. Zadzwonię do twojej mamy. -powiedział blondyn i wyszedł z sali. W międzyczasie zdążyła wrócić Sandra z wodą. Blondynka upiła łyka wody i opadła na poduszki. Nie wiedziała co ma myśleć o tej całej sytuacji. Otaczający ją ludzie byli dla niej obcy, a cała sytuacja wydawała się absurdalna. Zastanawiała się, czy przypadkiem nie jest w jednym z tych programów na MTV, gdzie wkręcają ludzi. Jak to możliwe, że zapomniała trzy lata ze swojego życia. Zapomniała swojego narzeczonego? Poczuła się bardzo samotna, chociaż miała przy sobie ludzi, którzy ją kochali. Czuła się niczym puzzel, który nie pasował do układanki, nie dlatego, że miał inny kształt. Nie. Kształt był taki sam. Motyw układanki był jednak inny. I właśnie ona tak się czuła. Nie pasowała tam. Miała ochotę wrócić do domu. Do rodziców. I zacząć wszystko od nowa.

*****


Blondyn przyzwyczaił się już do tego, że każdą jego myśl zaprząta ona, drobna blondynka, która jest sąsiadką dziewczyny Schlierenzauera. Zakochał się niczym jakiś nastolatek. Na niczym się nie potrafił skupić, bo zastanawiał się, co ona może robić w danym momencie. Często przechodził obok kawiarni w której pracowała, by zobaczyć ją chociaż przez kilka sekund. Nie był pewny uczyć blondynki, więc starał się nie być nachalnym. Pewnego razu czekał na nią pod kawiarnią z kwiatami. Zauważył ją, gdy wychodziła. Nie była jednak sama. Wychodziła w objęciach wysokiego szatyna. Oddalił się szybko, by go nie zauważyła, przy okazji wyrzucając kwiaty do pobliskiego śmietnika. Widok Meggi w objęciach innego faceta doprowadził go do furii. Wszedł do mieszkania Krafta trzaskając przy tym drzwiami i opadł ciężko na kanapę. Siedział tak do końca wieczoru z zaciętą miną i nie odpowiedział nawet słówkiem na zaczepki Stefana. Przez kilka kolejnych dni chodził obrażony na cały świat i nikomu nie chciał powiedzieć o co chodzi. Spotkał ją pewnego razu na ulicy. Uśmiechnęła się do niego zalotnie, na co on spojrzał z kpiną.
-A gdzie się podział twój chłopak?- zapytał siląc się na spokojny ton.
-Przepraszam cię bardzo, kto?- odparła zaskoczona. -Coś ty sobie znowu ubzdurał?
-Ja? Nic. Widziałem cię ostatnio z pewnym szatynem. Wysoki, przystojny. Widzę, że masz słabość do przystojnych facetów. -nie zdążył skończyć, bo obdarzyła go siarczystym policzkiem.
-Dla twojej wiadomości, to bym facetem był mój kuzyn, ale dzięki. -syknęła i odeszła od niego.
-Meggi, poczekaj!- dogonił ją i przyciągnął do siebie. -Przepraszam. Nie wiedziałem. Głupio wyszło.- spuścił głowę i próbował się jakoś wytłumaczyć.
-Masz rację. Głupio wyszło.- próbowała odejść, ale on chwycił ją za nadgarstki uniemożliwiając ucieczkę.
-Przepraszam. Ja nic nie poradzę na to, że oszalałem na twoim punkcie. Gdy cię zobaczyłem z nim.. To było straszne. I pewnie pomyślisz, że zwariowałem, ale zakochałem się w tobie do cholery. - zamierzała coś powiedzieć i już otworzyła usta, jednak on jej to uniemożliwił. Wpił się w jej usta całując zachłannie jakby się bał, że mu ucieknie. Gdy poczuł, że oddaje mu pocałunki przyciągnął ją jeszcze mocniej do siebie. Odsunęła się od niego, gdy zabrakło jej tchu. Patrzyła w jego błękitne tęczówki i zaczęła się śmiać. Ona też się zakochała. Czuła się jak nastolatka, która właśnie przeżywa swoją pierwszą miłość. Bo tak właśnie było. Michael był pierwszym mężczyzną, którego obdarzyła tym uczuciem. 


_____________________________________________________
Wiem, że krótko. Nie bijcie. Wiem, że ostatnio zaniedbuję moje blogi, 
wasze blogi i was. Przepraszam bardzo za to. 
Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Jest mi strasznie głupio, że zniknęłam i nie czytam większości waszych opowiadań, ale ostatnio nie mam ani czasu, ani siły, a do nadrobienia mam bardzo dużo. 
Nie martwcie się, nadrobię to, choćbym miała w wakacje siedzieć i czytać ;P
Chciałabym wam bardzo podziękować za komentarze pod ostatnim rozdziałem. Nie na wszystkie odpowiedziałam, bo już nie miałam na to siły, jednak za wszystkie z głębi serca dziękuję.
Nie wiem czym sobie zasłużyłam na takich czytelników, zwłaszcza, że moja wena ostatnio strzela fochy i to co tutaj zamieszczam, jest poniżej moich oczekiwań. I nie, ja wcale nie marudzę. ;p
Rozdziały piszę z myślą o was i dla was, a wasze komentarze dają mi ogromną motywację do dalszego pisania i walczenia z brakiem weny. 
Więc jeszcze raz dziękuję wszystkim razem i każdemu z osobna :)

A tych, którzy nie komentują, zachęcam by to robili. Jestem ciekawa waszych opini ;)
Buziaki :**

A wszystkim maturzystom życzę powodzenia  :**