Z dedykacją dla Moniki.
Dziękuję za wszystko głupolu :*
Co gdy nagle wszystko
traci sens? Nadzieja, którą miałeś w sobie przez cały czas
zostaje ci brutalnie odebrana, a szczęście wymyka ci się z rąk,
przelatuje pomiędzy palcami. Ta złość, ten ból, gdy masz
nadzieję, że wszystko już będzie dobrze, a nagle wszystko się
pieprzy. Zupełnie jakby los z ciebie kpił, chciał ci dokuczyć,
pokazać, że nie możesz być szczęśliwy. Ale ty się nie
poddajesz. Walczysz dalej o swoje szczęście.
Kolejne dni były dla niej
ciężkie. Cała ta sytuacja wydawała się absurdalna. Ci wszyscy
ludzie, którzy twierdzili, że ją znają zaczynali ją przerażać.
Czuła się jak w jakimś niskobudżetowym filmie. Miała nadzieję,
że to są żarty, ale wszystkie wątpliwości rozwiała jej
rodzicielka. Jedyna osoba, która potrafiła przemówić jej do
rozsądku. To właśnie dzięki swojej matce Meggi podjęła decyzję
o pozostaniu w Austrii. Mieszkanie z zupełnie obcym dla niej facetem
w jednym mieszkaniu było dla niej krępujące i będąc zupełnie
szczerym, robiła to tylko ze względu na studia.
Ich wspólne fotografie
dopiero przekonały ją, że rzeczywiście coś ich łączyło.
Michael starał się jak mógł, by panowała między nimi normalna
atmosfera, jednak ostatecznie efekty różniły się znacząco od
oczekiwań. Zgodził się nawet spać na niewygodnej kanapie w
salonie, gdy stwierdziła, że nie będzie spała z obcym facetem w
jednym łóżku. Mieszkanie z nią sprawiało mu pewien ból. Była
tak blisko niego, jednocześnie była mu tak daleka. Nie mógł jej
przytulić, obdarzyć pocałunkiem, zasypiać i budzić się u jej
boku. Czasami budził się w nocy i czuł zwyczajną pustkę. Chodził
po domu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Zdarzało się, że
słyszał jej płacz. Ją to wszystko również przerastało. Nie
wiedział w takich momentach jak się zachować. Chciał iść ją
przytulić, dodać otuchy, jednak bał się jej reakcji. Nie chciał
pogorszyć relacji, która była miedzi nimi, zbytnią nachalnością.
-O czym tak myślisz?-
zapytała pewnego razu, gdy siedział w środku nocy na kanapie,
tępym wzrokiem wpatrując się w dogasający ogień w kominku.
Zamrugał kilkakrotnie, po czym spojrzał głęboko w jej oczy.
Usiadła obok niego i patrzyła w ten sam punkt co on jeszcze przed
chwilą.
-O nas. -odparł krótko.
Westchnęła cicho. Wiedziała, że prędzej czy później czeka ich
ta rozmowa. Sandra już ją uprzedziła, że Michi tak łatwo nie
odpuści. -W przyszłym tygodniu wyjeżdżam na zgrupowanie.- kontynuował. Zauważyła, że bawił się nerwowo palcami.- w
przyszłym tygodniu też wracasz na uczelnie. -przerwał na chwilę.
Przełknął głośno ślinę. -i chodzi o to, czy dasz sobie sama
radę? Bo wiesz, jeśli nie to ja mogę z tego jeszcze zrezygnować.-
niemal się zaśmiała z jego troski o nią. Instynktownie chwyciła
jego dłoń, a on spojrzał w jej stronę.
-Dam sobie radę. Jestem
już dużą dziewczynką- zaśmiała się.
-Ale przecież ty..- jej
spojrzenie spowodowało, że nagle zamilkł.
-Dam sobie radę.-
powtórzyła z większym naciskiem. -Nie możesz rezygnować ze
skoków dla mnie, rozumiesz? -mówiła stanowczym tonem. Patrzył w
jej oczy, jednocześnie przybliżał swoją twarz do jej twarzy.
Poczuła się zagrożona, spuściła wzrok i odsunęła się od
niego.
-Michi ja nie potrafię.-
zrozumiał. Podziałało na niego jak wiadro zimnej wody. Wstał
szybko z kanapy i wyszedł na balkon. Wyciągnął paczkę papierosów
z kieszeni dresów i odpalił jednego papierosa. Zaciągnął się
dymem. Przyglądała mu się z troską. Był dla niej obcy, ale
martwiła się o niego. Wiedziała, że go rani i czuła się winna.
Nałożyła na siebie sweter, wzięła jego bluzę i dołączyła do
niego.
-Przeziębisz się.
-podała mu bluzę. Założył ją na siebie nawet na nią nie
patrząc. Oparła się plecami o barierkę i przyglądała mu się
uważnie. -Przecież ty nie palisz.- spojrzał na nią zaskoczony, a
ona wykorzystując jego moment nieuwagi zabrała mu papierosa i
szybko zgasiła.
-Czego ty ode mnie chcesz?
Poznęcać się nade mną? Proszę. -na jego twarzy malował się
grymas bólu. Wyciągnął kolejnego papierosa i szybko odpalił.
Patrzyła na niego z zaciętą miną. Jego słowa zabolały.
-Michi, to nie tak.-
odwróciła się od niego, wpatrywała się w księżyc. -Martwię
się o ciebie, ale..
-Nie kochasz mnie, tak? To
właśnie chciałaś mi powiedzieć?- przerwał jej. Jego głos był
uniesiony. Zacisnął dłonie w pięści i wpatrywał się przed
siebie ciężko oddychając.
-Przepraszam.- wyszeptała
cicho. Odwrócił się na pięcie i wrócił do domu. -Bardzo bym
chciała cię pokochać, ale ja cię w ogóle nie pamiętam.- po jej
policzku pociekła łza, którą momentalnie otarła zziębniętymi
palcami. Gdy weszła do środka zastała go leżącego na kanapie,
odwróconego tyłem do niej. Okryła go kocem.- Dobranoc Michi.-
udała się do swojej sypialni. Westchnęła głośno. Rzuciła się
na łóżko i przytuliła twarz do poduszki. Pachniała nim. Wciągała
jego zapach do płuc. Czuła, że jest jej on bliski. Wydawało jej
się to szalone, bo nic nie pamiętała z tamtych wydarzeń, jednak
jej serce mówiło jej, że ona ich wszystkich zna. Zasnęła
wtulając się w poduszkę, na której zawsze spał on. Jemu niestety
nie było dane zasnąć. Cały czas się zadręczał. Miał wyrzuty
sumienia. Wiercił się na niewygodnej kanapie, nie mogąc znaleźć
odpowiedniej pozycji do spania. Wstał i po cichu kierował się w
stronę sypialni. Delikatnie nacisnął na mosiężną klamkę,
uchylił drzwi delikatnie i usłyszał jej miarowy oddech. Spała.
Wszedł do sypialni i jej się przyglądał. Spała spokojnie. Była
taka delikatna, niewinna. Wtulała się w jego poduszkę. Mimowolnie
się uśmiechnął. Podszedł bliżej łóżka i usiadł na siwym
dywanie, tuż obok łóżka, w taki sposób, że mógł obserwować
jej twarz. Delikatnie gładził opuszkami palców jej policzek. Bał
się, że się zbudzi, jednak to było silniejsze od niego.
Przyglądał jej się jak miarowo oddycha. Tak bardzo pragnął leżeć
obok niej, obejmować ją, całować, kochać się z nią.. Był
tylko facetem, a nawet największy twardziel potrzebuje miłości.
Tym bardziej on. Musnął delikatnie jej usta i wyszedł po cichu.
Położył się na kanapie i w końcu udało mu się zasnąć. Spał
jednak niespokojnie. Cały czas miał poczucie, że może ją
stracić. Że ona już nigdy nie będzie jego. Odejdzie, a on
zostanie z tym wszystkim sam.
*****
Zaprosił ją na imprezę
u jednego z jego znajomych. Zgodziła się, ale tylko dlatego, że
miała być tam Sandra. Wyszykowała się, umalowała usta, założyła
czarną sukienkę, która doskonale podkreślała jej figurę i
czerwone szpilki. Spojrzała na zegarek. Miała jeszcze dziesięć
minut do wyznaczonej godziny. Usiadła na sofie i włączyła
telewizor, by zabić nudę. Leciał jakiś nudny serial, który
zbytnio jej nie wciągnął, ale lepsze to niż siedzenie i patrzenie
się w ścianę. Spojrzała ponownie na zegarek. Minęła już
umówiona godzina. Spóźniał się. Zaczęła chodzić po
mieszkaniu, a stukanie jej obcasów świadczyło o tym, że była
podenerwowana. Sprawdziła swoją komórkę. Nic. Żadnego smsa,
nieodebranego połączenia. Zaczęła nerwowo stukać paznokciami w
blat kuchenny. Spóźniał się. A ona strasznie nie lubiła tego u
innych osób. Po chwili usłyszała hałas na klatce schodowej.
Otworzyła drzwi, by zlokalizować źródło tego hałasu i zobaczyła
Michaela, który się podnosił ze schodów. Uśmiechnął się
przepraszająco i strzepał ze spodni potencjalny bród, który mógł
znajdować się na schodach.
-Pięknie wyglądasz.
-powiedział, gdy znalazł się już obok niej. Chciał ją
pocałować, ale odsunęła się od niego.
-Tylko wezmę torebkę i
możemy iść.- odparła i zniknęła w głębi mieszkania. Wróciła
po chwili. Zakluczyła drzwi i ruszyła w ślad za blondynem.
Zaprowadził ją do swojego auta. Przez całą drogę się do siebie
nie odzywali. Ona podziwiała widoki za oknem, on co chwilę zerkał
w jej stronę. Po około kwadransie zajechali pod dużą rezydencję,
gdzie było już zaparkowane kilka samochodów, a z wnętrza budynku
dochodziła głośna muzyka. Otworzył jej drzwi niczym prawdziwy dżentelmen, ujął jej dłoń i zaprowadził do rezydencji. Była
zaskoczona wielkością rezydencji i bogatym wystrojem wnętrz.
-A to jest gospodarz
imprezy, Gregor. -Michi przedstawił jej chłopaka, którego już
wcześniej widziała.
-My się już kiedyś
spotkaliśmy chyba.- uśmiechnął się do niej uroczo.
-Chyba tak. Meggi jestem.-
uśmiechnęła się do niego promiennie. Tuż za nim dostrzegła
Sandrę, a jej uśmiech momentalnie się poszerzył.
-Widzę kochanie, że
poznałeś moją uroczą sąsiadkę.- Uśmiechnęła się do Meggi, a
Gregor objął ją w pasie. -Michael, gdy mówiłeś o tej uroczej
blondynce, na której to punkcie zwariowałeś, nie sądziłam, że
już ją znam. Ale życie nie przestanie mnie zaskakiwać.- zaśmiała
się, a blondyn poczerwieniał na twarzy.
-Chodź, może przedstawię
cię pozostałym. -pociągnął dziewczynę za rękę, ta uśmiechnęła
się przepraszająco do gospodarza domu i jego dziewczyny, po czym
zniknęła porwana przez Hayboecka. Prowadził ją go grupki lekko
już podpitych chłopaków. Dwóch brunetów, z czego jeden miał
tatuaże i tunel w uchu, oraz farbowany blondyn ze śmiesznymi
zębami.
-To jest Stefan, Manuel i
Thomas.- wskazał po kolei. Przyjrzeli jej się uważnie i wymienili
porozumiewawcze spojrzenia.
-To jest ta twoja Meggi?
-wybełkotał podekscytowany Stefan.
-A widzisz tutaj jakąś
inną blondynkę, która by nosiła miseczkę C?- dodał Manuel tonem
znawcy.
-Wybacz tym kretynom. Oni
nie wiedzą co mówią. Aniele, powiedz mi proszę, bolało jak
spadłaś z nieba? -uśmiechnął się głupkowato Thomas.
-Coś mnie ominęło?- do
towarzystwa dołączył jeszcze jeden brunet, ale ten bynajmniej był
trzeźwy.
-Michi przyprowadził
swoją laskę.- wydarł się Kraft.
-Przepraszam cię za tych
idiotów. Andreas jestem. -wyciągnął dłoń w stronę blondynki.
-Meggi -Uśmiechneła się
do niego i wymieniła z nim uścisk dłoni.
-No, no. Michi. Gdzieś ty
sobie taką pannę znalazł, co? -brunet poklepał młodszego kolegę
po plecach.
-Meggi jest sąsiadka
Sandry.- wyjaśnił.- A właśnie. Może się czegoś napijesz?-
spojrzał pytająco na blondynkę.
-Pewnie. Whisky z lodem.-
Stefan podał Michiemu swoją pustą szklankę.
-Nie ty kretynie. Pytałem
Meggi.- wyjaśnił lekko podenerwowany już Michi.
-Wody najchętniej.
-uśmiechnęła się do niego, a on zniknął na chwilkę,
zostawiając ją samą z podpitymi skoczkami.
-To mówisz, że jesteście
razem, tak?- dopytywał Didl.
-No tak właściwie to nie
wiem.- powiedziała nieco speszona.
-Słyszałeś Stefan, mamy
jeszcze szansę! -ucieszył się Fettner.
-Ale Michi to mój kumpel,
nie zrobię mu tego.- odezwał się Stefan.
-Czego mi nie zrobisz?-
wrócił sam zainteresowany. Podał blondynce wodę, a Kraftowi
zamówionego drinka.
-Niespodzianka?- wypalił
głupio Diethart.
-Lepiej chodźmy trochę
potańczyć.- pociągnął dziewczynę za sobą, a ta odetchnęła z
ulgą. Zaciągnął w miejsce, gdzie tańczyło już kilka par i
zbliżył się do dziewczyny. -Przepraszam cię za nich. Zwykle się
tak nie zachowują.- wytłumaczył zachowanie kolegów.
-Nic się nie stało.
Zabawni są. -uśmiechnęła się do niego promiennie. Poruszali się
w rytm jakiejś wolnej piosenki. Ich twarze dzieliła niewielka
odległość, która z każdą chwilą się zmniejszała. Gdy w końcu
ich usta się połączyły, a języki zaczęły tańczyć w rytm
tańca miłości oboje poczuli motyle w brzuchu. Dla nich nie liczyło
się już nic, poza sobą nawzajem. Nawet zniesmaczony okrzyk
Dietharta nie przywrócił ich na ziemię. Oni byli gdzieś indziej.
Krążyli wokół innej galaktyki, zmienili czasoprzestrzeń. Podobno
dla zakochanych czas biegnie inaczej. W ich przypadku właśnie tak
było. Czas się zatrzymał, a chwila trwała i trwała.
___________________________________________
Strasznie Was zaniedbuję. Wybaczcie mi moje kochane. Ostatnio z czasem u mnie krucho.
Udało mi się w końcu coś napisać. Jestem z tego średnio zadowolona, ale mój wen <nie mylić z wena, to jest ten wen> w końcu do mnie wrócił, akurat jak powinnam się uczyć historii, więc postanowiłam go trochę wykorzystać. Przepraszam, że zaniedbuję wasze blogi, sama nie wiem kiedy znajdę czas by to nadrobić. Coś czuję, że przez najbliższe dwa tygodnie nie będę miała zbyt dużo czasu na cokolwiek.
Mam nadzieję, że wszystkim maturzystkom dobrze poszło na maturach, oraz, że dostaniecie się na wymarzone studia.
Pozdrawiam was cieplutko:*
Ach i bym zapomniała.
Z całego serduszka dziękuję za wszystkie komentarze, które naprawdę mnie mocno motywują i dodają skrzydeł, oraz za nominację do Liebster Awards.
Dzięki wam wierzę, że moje pisanie ma jakikolwiek sens.
Dziękuję :*